To już nie jest nasz problem, tylko Unii Europejskiej - słowa chorwackiego prezydenta Stipe Meszicia najlepiej oddają napięcie na linii Ljubljana-Zagrzeb-Bruksela. Słowenia, jak tylko wyszła z roli prezydencji, przystąpiła do blokowania europejskich aspiracji Chorwacji. I, jak pokazała, w sporze o granice nie waha się przed użyciem szantażu.
Gdy nazywa się Słowenię krajem bałkańskim jej mieszkańcy z oburzeniem ripostują, że bliżej im do Austrii i Niemiec niż do Serbii lub Chorwacji. I faktycznie, kulturowo, historycznie i mentalnie Słoweńcy przynależą bardziej do Mitteleuropy niż dzikich Bałkanów. Ale, wpływ otoczenia robi swoje i nieobca jest im bałkańska zawziętość. Teraz słoweński upór może po raz kolejny wydłużyć drogę Chorwacji do Unii Europejskiej. Szkoda, bo Zagrzeb naprawdę włożył wiele wysiłku w dostosowywanie się do unijnych standardów. Ale też, jak widać, nie zamierza szukać kompromisu za wszelką cenę.
To obecne napięcie oddaje zresztą wzajemne relacje słoweńsko-chorwackie, po 13 latach od zakończenia wojny Chorwatom mimo wszystko bliżej do Serbów niż Słoweńców.
Cała ta historia pokazuje jak nieprzewidywalne są Bałkany, nawet najbardziej "cywilizowane" ich części. W kłopotliwej sytuacji stawia to Brukselę. Unia zgadzając się cztery lata temu na akcesję Słowenii uznała, że sprawa granic to problem słoweński. Teraz okazuje się, że było to krótkowzroczne spojrzenie. Problem może się pojawić ponownie w przypadku kolejnych aspirujących krajów - Ukraina ma na przykład nieuregulowaną kwestię granic z Rumunią, podobnie Mołdawia. A Serbia z Kosowem? Bośnia i Hercegowina? Wszystko to obala jeszcze jeden mit - o Europie bez granic. Bo gdyby faktycznie podział wewnątrz Unii nie istniał, to ani Słowenia ani Chorwacja nie robiłyby rabanu, w końcu oba kraje należą do rodziny europejskiej.
To obecne napięcie oddaje zresztą wzajemne relacje słoweńsko-chorwackie, po 13 latach od zakończenia wojny Chorwatom mimo wszystko bliżej do Serbów niż Słoweńców.
Cała ta historia pokazuje jak nieprzewidywalne są Bałkany, nawet najbardziej "cywilizowane" ich części. W kłopotliwej sytuacji stawia to Brukselę. Unia zgadzając się cztery lata temu na akcesję Słowenii uznała, że sprawa granic to problem słoweński. Teraz okazuje się, że było to krótkowzroczne spojrzenie. Problem może się pojawić ponownie w przypadku kolejnych aspirujących krajów - Ukraina ma na przykład nieuregulowaną kwestię granic z Rumunią, podobnie Mołdawia. A Serbia z Kosowem? Bośnia i Hercegowina? Wszystko to obala jeszcze jeden mit - o Europie bez granic. Bo gdyby faktycznie podział wewnątrz Unii nie istniał, to ani Słowenia ani Chorwacja nie robiłyby rabanu, w końcu oba kraje należą do rodziny europejskiej.