Wbrew szumnym zapowiedziom dystansowania się od polityki Busha wobec Korei Północnej, wszystko wskazuje na to, że nowy prezydent będzie kontynuował twardą linię swego poprzednika.
Administracja Baracka Obamy odmówiła zaproszenia ministra spraw zagranicznych Korei Północnej na uroczystość zaprzysiężenia nowego prezydenta. Elegancko, ale stanowczo Amerykanie napisali, że Obama z przyjemnością będzie gościł delegację z Phenianu w przyszłości, jeżeli zostaną spełnione ustalone wcześniej warunki, dotyczące rozbrojenia. Słowa "ustalone wcześniej" oznaczają ni mniej ni więcej tylko warunki określone przez ekipę George'a W. Busha. Tą deklaracją, Obama daje wyraźny sygnał, że w kwestii Korei Północnej będzie kontynuował politykę swojego poprzednika.
Polegała ona na systematycznych naciskach na rząd Korei Północnej w sprawie rozbrojenia, przestrzegania praw człowieka, wpuszczenia międzynarodowych inspektorów do spraw energii atomowej. Korea Północna, która potrzebuje pomocy żywnościowej jak powietrza, musiała, chcąc nie chcąc, czasem zgadzać się na warunki narzucane przez USA.
Widać również Obama uznał, że to jedyna droga postępowania z komunistycznym reżimem w Korei Północnej i prędzej przyniesie rezultaty niż próby obłaskawienia Phenianu. Twarda gra z Koreą leży także w interesie jej najbliższych sąsiadów i sojuszników USA w Azji Wschodniej - Japonii i Korei Południowej - a nawet Chin, które nie życzą sobie, by nieprzewidywalny reżim Kim Dzong Ila bez przeszkód rozwijał potencjał nuklearny.
Polegała ona na systematycznych naciskach na rząd Korei Północnej w sprawie rozbrojenia, przestrzegania praw człowieka, wpuszczenia międzynarodowych inspektorów do spraw energii atomowej. Korea Północna, która potrzebuje pomocy żywnościowej jak powietrza, musiała, chcąc nie chcąc, czasem zgadzać się na warunki narzucane przez USA.
Widać również Obama uznał, że to jedyna droga postępowania z komunistycznym reżimem w Korei Północnej i prędzej przyniesie rezultaty niż próby obłaskawienia Phenianu. Twarda gra z Koreą leży także w interesie jej najbliższych sąsiadów i sojuszników USA w Azji Wschodniej - Japonii i Korei Południowej - a nawet Chin, które nie życzą sobie, by nieprzewidywalny reżim Kim Dzong Ila bez przeszkód rozwijał potencjał nuklearny.