Kreml zdaje się być rozczarowany, zawierającym niewiele ponad kurtuazyjne zwroty, listem prezydenta USA Baracka Obamy do prezydenta Miedwiediewa. Tymczasem, jak podkreślają eksperci od spraw międzynarodowych, świat znów staje się bipolarny. Tyle, że USA proszą do tanga nie Rosję, a Chiny.
To Państwo Środka, dokąd udała się w swoją pierwszą zagraniczną wizytę sekretarz stanu, Hilary Clinton, jest głównym kredytodawcą amerykańskiej gospodarki. Choć Rosja czterokrotnie zwiększyła swoje wkłady w amerykańskie obligacje skarbowe, to i tak daleko im do rozmiarów chińskich inwestycji (116, 4 miliarda. do 727,4 miliarda dolarów).
„To USA i Chiny będą dyktować warunki w XXI w." – twierdzi rosyjski politolog Andriej Piontkowskij. Ekspert zwraca uwagę na znamienny tytuł wykładu Zbigniewa Brzezińskiego, apologety amerykańsko – chińskiego aliansu: „Wielka Dwójka, która może zmienić świat", przypominając stare rosyjskie powiedzonko „trzeci jest zbędny” (tretij lisznij).
Moskwa zdaje się nie zauważać nadejścia nowych porządków. „Kreml nie bacząc na zmieniające się realia, uparcie umieszcza rosyjsko – amerykańskie stosunki w centrum spraw międzynarodowych" – ironizuje gazeta „Wiedomosti".
Rzeczywiście, retoryka rosyjskich polityków najwyższego szczebla, nie pozostawia wątpliwości: Kreml nadal czuje się „pępkiem świata". Takie krótkowzroczne podejście, może się jednak skończyć ręką w nocniku.
W realiach XXI w. światu nie zagraża powrót do zimnowojennych napięć na linii Waszyngton - Moskwa, a rosyjsko – chiński konflikt o leżące demograficznym odłogiem połacie Syberii, na które przeludnione Chiny od dawna ostrzą sobie zęby. Jak na razie, rosyjski niedźwiedź mizdrzy się do chińskiego smoka, ale ta czystej wody gra pozorów skończy się wcześniej czy później. Lepiej później, inaczej chińskie przekleństwo „obyś żył w ciekawych czasach", spełni się szybciej, niż podejrzewamy.
„To USA i Chiny będą dyktować warunki w XXI w." – twierdzi rosyjski politolog Andriej Piontkowskij. Ekspert zwraca uwagę na znamienny tytuł wykładu Zbigniewa Brzezińskiego, apologety amerykańsko – chińskiego aliansu: „Wielka Dwójka, która może zmienić świat", przypominając stare rosyjskie powiedzonko „trzeci jest zbędny” (tretij lisznij).
Moskwa zdaje się nie zauważać nadejścia nowych porządków. „Kreml nie bacząc na zmieniające się realia, uparcie umieszcza rosyjsko – amerykańskie stosunki w centrum spraw międzynarodowych" – ironizuje gazeta „Wiedomosti".
Rzeczywiście, retoryka rosyjskich polityków najwyższego szczebla, nie pozostawia wątpliwości: Kreml nadal czuje się „pępkiem świata". Takie krótkowzroczne podejście, może się jednak skończyć ręką w nocniku.
W realiach XXI w. światu nie zagraża powrót do zimnowojennych napięć na linii Waszyngton - Moskwa, a rosyjsko – chiński konflikt o leżące demograficznym odłogiem połacie Syberii, na które przeludnione Chiny od dawna ostrzą sobie zęby. Jak na razie, rosyjski niedźwiedź mizdrzy się do chińskiego smoka, ale ta czystej wody gra pozorów skończy się wcześniej czy później. Lepiej później, inaczej chińskie przekleństwo „obyś żył w ciekawych czasach", spełni się szybciej, niż podejrzewamy.