Pojawiające się od czasu do czasu wieści o zagrażającym światu zachodniemu sojuszu chińsko-rosyjskim to widmo niezbyt dzisiaj realne, albo jak kto woli rosyjskie myślenie życzeniowe. Interesy azjatyckich gigantów coraz rzadziej idą w parze, a ich wzajemne stosunki trudno nazwać dzisiaj przyjaznymi i pełnymi zaufania.
Szumne deklaracje o wzajemnej współpracy chińsko-rosyjskiej przechodzą już do historii. Rosja ma najzwyczajniej coraz mniej do zaoferowania rozwijającemu się Państwu Środka. Zbędna staje się przede wszystkim jej pomoc techniczna, Państwo Środka w coraz większym stopni może polegać na własnych, bądź skopiowanych rozwiązaniach. Mści się tu kopiowanie zachodnich wynalazków dokonywane jeszcze przez dawne ZSRR.
Najgłośniejsza aferą tego typu było rozpracowanie przez chińskiego inżyniera kodów do produkcji myśliwców Su-27/30 na początku 2008 roku. Państwo Środka zapowiada teraz produkcję własnej, tańszej wersji tego hitu eksportowego. J-11, bo tak się nazywa chińska podróbka, ma być nawet eksportowany do krajów trzecich, bez płacenia Rosji jakichkolwiek pieniędzy za licencję. Nie trzeba przy tym dodawać, że J-11 ma być tańszy od swojego pierwowzoru.
W utrzymaniu wymiany handlowej z Chinami pozostanie Rosji eksport nieprzetworzonych dóbr naturalnych. Tego typu handel cechuje jednak raczej republiki bananowe, niż poważne światowe gospodarki.
Drażliwym tematem dotyczącym wzajemnych stosunków jest jednak także rosyjska obecność na Dalekim Wschodzie. Terytorium przy granicy z Chinami zamieszkałe jest przez zaledwie kilka milionów wymierających, bądź uciekającej do europejskiej części kraju Rosjan. W ciągu ostatnich lat Rosja współpracowała i poszła Chinom na daleko idące ustępstwa. Nie zmienia to jednak faktu, ze w powszechnej świadomości Chińczyków niemal cały rosyjski Daleki Wschód należał niegdyś do chińskiej strefy wpływów, a następnie został podstępnie zagrabiony.
Rozległe tereny od lat zasiedlane są przez tysiące nielegalnych chińskich imigrantów. Wygląda na to, że wkrótce będą oni stanowić bardziej zdyscyplinowana i pracowitą większość tamtejszej populacji. Do czego doprowadzi to w przyszłości? Trudno powiedzieć, napięcie z pewnością jednak istnieje.
Najnowszym przejawem chińsko-rosyjskiej „miłości" jest incydent, w trakcie którego rosyjski okręt wojenny rozstrzelał i zatopił bezbronny statek należący do Chin. Kto był winien całego zajścia trudno rozstrzygnąć. Rosjanie oskarżają jednostkę handlową o przemyt i próbę ucieczki, Chińczycy Rosjan o złośliwe traktowanie i nie sprowokowane otwarcie ognia. Fakty są jednak bezsporne: bezwzględne zatopienie statku przez okręt wojenny i niejasności związane późniejszym (nie)ratowaniem rozbitków nie występują między państwami darzącymi się sympatią. Podobna sytuacja pomiędzy okrętami Stanów Zjednoczonych i np. Europy jest dzisiaj nie do pomyślenia.
Najgłośniejsza aferą tego typu było rozpracowanie przez chińskiego inżyniera kodów do produkcji myśliwców Su-27/30 na początku 2008 roku. Państwo Środka zapowiada teraz produkcję własnej, tańszej wersji tego hitu eksportowego. J-11, bo tak się nazywa chińska podróbka, ma być nawet eksportowany do krajów trzecich, bez płacenia Rosji jakichkolwiek pieniędzy za licencję. Nie trzeba przy tym dodawać, że J-11 ma być tańszy od swojego pierwowzoru.
W utrzymaniu wymiany handlowej z Chinami pozostanie Rosji eksport nieprzetworzonych dóbr naturalnych. Tego typu handel cechuje jednak raczej republiki bananowe, niż poważne światowe gospodarki.
Drażliwym tematem dotyczącym wzajemnych stosunków jest jednak także rosyjska obecność na Dalekim Wschodzie. Terytorium przy granicy z Chinami zamieszkałe jest przez zaledwie kilka milionów wymierających, bądź uciekającej do europejskiej części kraju Rosjan. W ciągu ostatnich lat Rosja współpracowała i poszła Chinom na daleko idące ustępstwa. Nie zmienia to jednak faktu, ze w powszechnej świadomości Chińczyków niemal cały rosyjski Daleki Wschód należał niegdyś do chińskiej strefy wpływów, a następnie został podstępnie zagrabiony.
Rozległe tereny od lat zasiedlane są przez tysiące nielegalnych chińskich imigrantów. Wygląda na to, że wkrótce będą oni stanowić bardziej zdyscyplinowana i pracowitą większość tamtejszej populacji. Do czego doprowadzi to w przyszłości? Trudno powiedzieć, napięcie z pewnością jednak istnieje.
Najnowszym przejawem chińsko-rosyjskiej „miłości" jest incydent, w trakcie którego rosyjski okręt wojenny rozstrzelał i zatopił bezbronny statek należący do Chin. Kto był winien całego zajścia trudno rozstrzygnąć. Rosjanie oskarżają jednostkę handlową o przemyt i próbę ucieczki, Chińczycy Rosjan o złośliwe traktowanie i nie sprowokowane otwarcie ognia. Fakty są jednak bezsporne: bezwzględne zatopienie statku przez okręt wojenny i niejasności związane późniejszym (nie)ratowaniem rozbitków nie występują między państwami darzącymi się sympatią. Podobna sytuacja pomiędzy okrętami Stanów Zjednoczonych i np. Europy jest dzisiaj nie do pomyślenia.
[[mm_1]]