Kryzys sprawił, że na arenie międzynarodowej coraz więcej do powiedzenia mają Chiny. Rozwijający się w ostatnich latach kraj liczący grubo ponad miliard ludzi zaczyna inwestować ogromne pieniądze w rozbudowę armii i zakup nowego sprzętu zbrojeniowego. To może zapowiadać militarne kroki "Państwa Środka" zwłaszcza w stosunku do Tajwanu.
Chiny doskonale sobie zdają sprawę, że kryzys osłabił pozycję Ameryki na Dalekim Wschodzie, a ugodowa dyplomacja Obamy prowadzi do zmniejszenia wpływów USA w tym rejonie świata. Dało się to zauważyć już kilka razy. Najpierw USA nie interweniowały, gdy Kim Dzong Il przygotowywał satelitę wojskowego do wystrzelenia w kosmos. Potem była wizyta Hilary Clinton, która dowiodła, że Stanom Zjednoczonym zależy na "dobrych relacjach" z krajami regionu za cenę własnego spokoju. Wizyta była kolejnym sygnałem, że USA zamierzają pozostawić kraje samym sobie. Później było zatrzymanie amerykańskich dziennikarek, które nie wywołało żadnych politycznych reperkusji ze strony USA.
To mogło upewnić Chiny, że cokolwiek teraz zrobią, osłabione kryzysem USA nie będą im przeszkadzać. Dodatkowo sprzyja im to, że z powodu kryzysu część amerykańskiego kapitału ucieka z Tajwanu. A to powoduje, że USA będą miały mniejszy interes w tym, aby chronić Tajwan.
Chiny już dawno nie miały tylu okoliczności sprzyjających próbom "odzyskania" (czytaj podbicia) zbuntowanej – w ich mniemaniu - wyspy. Historia uczy, że agresywne dyktatury takie okazje rzadko przepuszczają.
To mogło upewnić Chiny, że cokolwiek teraz zrobią, osłabione kryzysem USA nie będą im przeszkadzać. Dodatkowo sprzyja im to, że z powodu kryzysu część amerykańskiego kapitału ucieka z Tajwanu. A to powoduje, że USA będą miały mniejszy interes w tym, aby chronić Tajwan.
Chiny już dawno nie miały tylu okoliczności sprzyjających próbom "odzyskania" (czytaj podbicia) zbuntowanej – w ich mniemaniu - wyspy. Historia uczy, że agresywne dyktatury takie okazje rzadko przepuszczają.