Czy północnokoreański satelita dotarł na orbitę? Zdanie są na ten temat podzielone: Korea Północna uważa, że dotarł, a wszyscy inni że nie.
Takiej sytuacji można się było spodziewać. Phenian zbyt wiele postawił na jedna kartę. Taepodong 2 musiał zostać wystrzelony, w przeciwnym razie mógł upaść mit o nieomylności władzy. Rakieta opuściła wyrzutnię i zniknęła za horyzontem – to pewne, niemal pewne jest też, że nie wyniosła swojego ładunku na orbitę. Reszta nadal pozostaje w sferze domysłów.
Nie wiemy czy Japonia nie próbowała zestrzelić pocisku, jak zresztą zapowiadała. Być może udało jej się tego dokonać, skoro – jak twierdzą media - spadł do Pacyfiku. Taepodong 2 mógł równie dobrze mieć awarię i spaść do morza samoistnie .
Nie wiemy czy Japonia nie próbowała zestrzelić pocisku, jak zresztą zapowiadała. Być może udało jej się tego dokonać, skoro – jak twierdzą media - spadł do Pacyfiku. Taepodong 2 mógł równie dobrze mieć awarię i spaść do morza samoistnie .
Phenian jednak tego nigdy nie przyzna. W pierwszym przypadku musiałby spełnić swoje groźby (które pewno miały być jedynie straszakiem): wypowiedzieć wojnę i stanąć w obliczu zagłady. W drugim przyznać się do porażki swojej "nowoczesnej" myśli technicznej. Znacznie łatwiej było więc ogłosić, że rakieta wykonała swoja misję i satelita znalazł się na orbicie. W końcu kto, poza kilkoma lojalnymi/zastraszonymi pracownikami kontroli lotu jest to w stanie sprawdzić? Piosenki ku czci obu wodzów można w końcu nadawać równie dobrze z radiowych masztów...