Mołdowa jest chyba ostatnim krajem w Europie, gdzie rządzi jeszcze partia komunistyczna.
Kiedyś komuniści robili rewolucje. Dzisiaj rewolucje są robione przeciw komunistom. Taki paradoks historii.
Oczywiście to, co się dzieje na ulicach Kiszyniowa, nie jest żadną rewolucją. W przeciwieństwie do Ukrainy i Gruzji nikt tego nie przygotowywał, nie ma siły, która mogłaby zorganizować protest. Młodzież po prostu wyszła spontanicznie na ulice, bo domagała się wolnych wyborów, i powtórnego przeliczenia głosów, bo to, co zrobiono w Kiszyniowie, było zbyt grubymi nićmi szyte.
Tylko co zakończone wybory parlamentarne dały komunistom 50-procentowe zwycięstwo. To dokładnie 61 mandatów w parlamencie. Tyle, ile trzeba, aby wybrać samodzielnie prezydenta. Bardzo mało prawdopodobne jest, aby taki wynik został rzeczywiście osiągnięty, tym bardziej, że wcześniejsze sondaże dawały komunistom zaledwie 40 proc. Na pewno więc kilka procent głosów zostało dorzuconych.
Oczywiście w Mołdowie komuniści i tak wygraliby wybory. Nawet gdyby ich nie fałszowali. ale zgubiła ich chęć ponownego sięgnięcia po pełnię władzy.
Z Mołdowy, która jest jednym z najbiedniejszych krajów Europy, w ciągu trzech lat wyjechało 600 tysięcy mieszkańców na 3,5 miliona wszystkich żyjących tam osób. Jak się należy domyślać, wyjeżdżają raczej Ci, którzy by nie głosowali na komunistów.
Wszystko wskazuje na to, że i tym razem prezydent Voronin, ostatni minister spraw wewnętrznych radzieckiej republiki Mołdawii, poradzi sobie z taką spontaniczną próbą buntu i wszystko, albo prawie wszystko pozostanie po staremu.
Oczywiście to, co się dzieje na ulicach Kiszyniowa, nie jest żadną rewolucją. W przeciwieństwie do Ukrainy i Gruzji nikt tego nie przygotowywał, nie ma siły, która mogłaby zorganizować protest. Młodzież po prostu wyszła spontanicznie na ulice, bo domagała się wolnych wyborów, i powtórnego przeliczenia głosów, bo to, co zrobiono w Kiszyniowie, było zbyt grubymi nićmi szyte.
Tylko co zakończone wybory parlamentarne dały komunistom 50-procentowe zwycięstwo. To dokładnie 61 mandatów w parlamencie. Tyle, ile trzeba, aby wybrać samodzielnie prezydenta. Bardzo mało prawdopodobne jest, aby taki wynik został rzeczywiście osiągnięty, tym bardziej, że wcześniejsze sondaże dawały komunistom zaledwie 40 proc. Na pewno więc kilka procent głosów zostało dorzuconych.
Oczywiście w Mołdowie komuniści i tak wygraliby wybory. Nawet gdyby ich nie fałszowali. ale zgubiła ich chęć ponownego sięgnięcia po pełnię władzy.
Z Mołdowy, która jest jednym z najbiedniejszych krajów Europy, w ciągu trzech lat wyjechało 600 tysięcy mieszkańców na 3,5 miliona wszystkich żyjących tam osób. Jak się należy domyślać, wyjeżdżają raczej Ci, którzy by nie głosowali na komunistów.
Wszystko wskazuje na to, że i tym razem prezydent Voronin, ostatni minister spraw wewnętrznych radzieckiej republiki Mołdawii, poradzi sobie z taką spontaniczną próbą buntu i wszystko, albo prawie wszystko pozostanie po staremu.