Uwolnienie części zakładników stało się możliwe dzięki mediacjom byłego prezydenta Inguszetii Rusłana Auszewa. 49-letni Auszew, który rządził Inguszetią w latach 1992-2002, uważany jest za osobę cieszącą się wielkim autorytetem na Północnym Kaukazie. Wcześniej nie był on wymieniany wśród potencjalnych negocjatorów.
Wcześniej Rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) informowała, że zwróciła się z prośbą do pracującego w Moskwie dziennikarza irańskiej telewizji Al-Alam, Abdallaha Isę o podjęcie się mediacji w negocjacjach z terrorystami. Dziennikarz miał wyrazić zgodę.
W nocy do 3.00 nad ranem z terrorystami rozmawiał przez telefon znany rosyjski lekarz-pediatra Lew Roszal, ale mediacje te nie przyniosły żadnych rezultatów. "Nie zgodzili się na skorzystanie z korytarza ewakuacyjnego, który im zaproponowaliśmy" - powiedział minister spraw wewnętrznych Północnej Osetii, Kazbek Dzantijew.
Roszal, który niegdyś uczestniczył w rozmowach z terrorystami okupującymi teatr na Dubrowce (październik 2002) miał - według wcześniejszych doniesień - podjąć jeszcze w czwartek bezpośrednie rozmowy z napastnikami, by uzyskać od nich pozwolenie na dostarczenie zakładnikom wody, żywności i lekarstw.
Nie jest jasne, kim są napastnicy. Obecni na miejscu korespondenci mówią, że z wyglądu przypominają brodatych czeczeńskich bojowników. Inne źródła mówią o bojownikach z Inguszetii. Natomiast Dzantijew twierdzi, że są wśród nich nie tylko Czeczeni, Osetyjczycy i Ingusze, lecz również etniczni Rosjanie. Ocenę tę potwierdził też wiceprzewodniczący miejscowego parlamentu Stanisław Kiesajew. "Tam są różni ludzie, w tym tacy, którzy posługują się czystym rosyjskim" - powiedział. W czwartek źródła rosyjskie podawały, że terroryści to członkowie Dżamaatu Inguskiego, organizacji islamskiej związanej z czeczeńskim komendantem Szamilem Basajewem. Ich dowódcą miał być - według przypuszczeń Rosjan - Doku Umarow, domniemany dowódca czerwcowej operacji w Inguszetii.
Napastnicy domagają się wycofania wojsk rosyjskich w Czeczenii i uwolnienia bojowników wziętych do niewoli w czasie czerwcowej operacji rebeliantów w sąsiadującej z Osetią Inguszetii.
Radio "Echo Moskwy" podało, że krewni zakładników nagrali taśmę wideo, na której proszą prezydenta Rosji Władimira Putina, by spełnił żądania terrorystów.
Szef rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa w Osetii Północnej, Walerij Andriejew wykluczył użycie siły. "W tej chwili nie ma mowy o użyciu siły. Przed nami długie i intensywne negocjacje" - powiedział dziennikarzom. Również Putin twierdzi, że głównym zadaniem rosyjskich władz jest uratowanie życia kilkuset zakładników. Zapewnił też enigmatycznie, że podległe mu władze zrobią wszystko by zamach nie spowodował destabilizacji na rosyjskim Północnym Kaukazie.
W nocy z ofertą pośredniczenia w rozmowach władz rosyjskich z terrorystami wystąpili przedstawiciele starszyzny klanowej w Czeczenii i Inguszetii, potępiając przy tym akcję terrorystów, której podmiotem stały się dzieci. Pomoc oferowały też dwa telewizyjne kanały arabskie - Al-Dżazira i Al-Alam.
Zdaniem wielu mediów, sprawa jest jednak przesadzona. "Jest oczywiste, że Władimir Putin, który doszedł do władzy szermując hasłem walki z +czeczeńskim terroryzmem+, nigdy nie zgodzi się na jakiekolwiek rozmowy z separatystami" - ocenia inny moskiewski dziennik - "Kommiersant". Na podpisanie pokoju z rebeliantami czeczeńskimi nigdy bowiem nie pozwolą wojskowi i służby specjalne Rosji, na których poparciu polega prezydent - dodaje gazeta.
Tymczasem setki żołnierzy otaczają szkołę w Biesłanie. Za kordonem bezpieczeństwa stoi tłum rodzin uwięzionych zakładników, czekając na wieści o swoich bliskich. Associated Press pisała, że ze szkoły dochodzą sporadyczne odgłosy strzałów. Ta sama agencja napisała wcześniej, powołując się na wysokiej rangi przedstawiciela rosyjskich służb operacyjnych w Biesłanie, że akcja terrorystów przyniosła 16 zabitych -12 osób miało zginąć w szkole, dwie osoby zmarły w szpitalu, zaś dwa ciała wciąż leżą przed szkołą i z powodu ostrzału nie można ich stamtąd zabrać. Liczbę rannych rosyjski urzędnik ocenia na co najmniej 13 osób. Informacji tej nie potwierdzają jednak żadne oficjalne źródła.
Według ministra Dzantijewa, w Biesłanie zginęło 12 osób, nieznana jest natomiast liczba rannych, ponieważ część z nich może być w środku budynku zajmowanego przez terrorystyczne komando. Pojawiła się także niepotwierdzona informacja, że pięćdziesięciorgu dzieciom udało się uciec z zaatakowanej szkoły.
Nie wiadomo, jaka jest sytuacja zakładników; terroryści, wśród których są kobiety, według niektórych doniesień opasane ładunkami wybuchowymi, odrzucili propozycję dostarczenia wody i żywności. Przez przekazany im telefon komórkowy powiedzieli, że dzieciom nie dzieje się krzywda.
Według najnowszych danych, w budynku uwięzionych jest 354 ludzi, w sporej części uczniów szkoły, którzy w momencie ataku byli na uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego. Władze podają, że wśród zakładników jest 123 dzieci. Telewizja NTV kwestionuje te dane - twierdzi, że samych uczniów jest około 400, a dodać do tej liczby trzeba rodziców i nauczycieli.
em, pap
Czytaj też: Dzieci zakładnikami!