Tu-154 i Tu-134 zniknęły z radarów wieczorem 24 sierpnia wkrótce po starcie z moskiewskiego lotniska Domodiedowo. Później znaleziono ich wraki.
Komisja prowadząca dochodzenie w sprawie katastrof uznała w środę, że tragedię spowodowały eksplozje w kabinach pasażerskich obu samolotów. Rosyjski minister transportu Igor Lewitin powiedział dziennikarzom, że badania laboratoryjne wraków obu maszyn, w których wykryto resztki materiału wybuchowego, a także informacje z tzw. czarnych skrzynek potwierdziły, że do eksplozji doszło w kabinach pasażerskich obu samolotów.
Zdaniem Rosjan, był to samobójczy zamach dokonany przez dwie Czeczenki: Aminat Nagajewą i Sacytę Dżebirchanową, które tego samego dnia przyleciały na lotnisko Domodiedowo rejsem z Machaczkały.
Według Ustinowa, milicja aresztowała obie kobiety na lotnisku, jednak na komisariacie z niewiadomych przyczyn nie przeprowadzono rewizji i Czeczenki wypuszczono. Chwilę później już kupowały bilety na swoje rejsy. Było mało czasu, więc, jak utrzymuje Ustinow, skorzystały z pośrednictwa lotniskowego "konika", niejakiego Arutiunowa.
"Arutiunow wziął za usługę dwa tysiące rubli (68 dolarów) od jednej i trzy tysiące (103 dolary) od drugiej. Tysiąc rubli (34 dolary) zapłacił pracownikowi linii lotniczych Sibir" - powiedział prokurator, według którego zarówno Arutiunow, jak i kontroler zostali już aresztowani.
Zamachy na samoloty pasażerskie były pierwszymi z serii aktów terrorystycznych, które dotknęły Rosję. Tydzień później, 31 sierpnia, w wybuchu w Moskwie zginęło 9 osób, a na początku września doszło do tragedii w szkole w Biesłanie, gdzie według oficjalnych danych śmierć poniosło 339 zakładników.
ss, pap