Syryjski wiceminister spraw zagranicznych Fajsal Mekdad zadeklarował gotowość podjęcia rozmów z USA w celu położenia kresu konfrontacji zbrojnej między Hezbollahem a Izraelem.
"Syria jest gotowa do dialogu ze Stanami Zjednoczonymi w celu położenia kresu konfrontacji zbrojnej między Hezbollahem a Izraelem, opartego na wzajemnym poszanowaniu siebie i własnych interesów" - powiedział Mekdad. Dodał, że zakończenie kryzysu polega na doprowadzeniu do natychmiastowego przerwaniu ognia przy pośrednictwie potęg światowych, za czym powinny pójść posunięcia dyplomatyczne.
Kilka dni temu inny przedstawiciel władz syryjskich ostrzegał, że Syria włączy się w konflikt między Izraelem a Hezbollahem, jeśli izraelskie siły lądowe wejdą do Libanu i zbliżą się do jej granicy. Zdaniem Izraela, Damaszek popiera libański Hezbollah i - podobnie jak Iran - uzbraja jego oddziały.
W niedzielę wieczorem Syria wystąpiła z kolejną ofertą wobec Stanów Zjednoczonych - jej minister łączności i techniki Amr Nazir Salem zaproponował pomoc Stanom w lokalizacji komórek Al-Kaidy w Libanie. Syrię niepokoi możliwość rozszerzenia działań militarnych Izraela również na jej terytorium.
Z kolei prasa amerykańska pisze w niedzielę, że dążąc do dyplomatycznego uregulowania kryzysu, rząd USA będzie starać się skłonić Syrię do zaprzestania współpracy z Iranem w zaopatrywaniu ugrupowania Hezbollah w broń i fundusze. Jak pisze niedzielny "New York Times", administracja prezydenta George`a W. Busha uważa, że "Syria zajmuje kluczowe miejsce we wszelkich planach uregulowania kryzysu bliskowschodniego" i wobec tego "rząd szuka sposobów oderwania tego kraju od sojuszu z Iranem". Iranem jest głównym sponsorem działającej w Libanie islamskiej organizacji terrorystycznej, Hezbollah ale według ustaleń amerykańskiego wywiadu, irańskie pieniądze i dostawy broni dla niej przechodzą przez Syrię.
To główny cel rozpoczynającej się w poniedziałek podróży sekretarz stanu Condoleezzy Rice na Bliski Wschód. Nie planuje ona spotkania z rządem Syrii, ale w rozmowach z przedstawicielami Egiptu i Jordanii w Rzymie w powrotnej drodze do USA zamierza nalegać, aby przekonali oni Damaszek do konieczności zerwania z Iranem i Hezbollahem. Kwestię syryjskiej pomocy dla Hezbollah pani Rice i prezydent Bush poruszyli w niedzielę w rozmowie w Waszyngtonie z przedstawicielami rządu Arabii Saudyjskiej: szefem Rady Bezpieczeństwa Narodowego tego kraju, księciem Bandarem bin Sultanem, i ministrem spraw zagranicznych, Saudem al-Fajsalem.
Syrię uważa się w USA za słabe ogniwo osi "Teheran-Damaszek-Hezbollah". Rząd syryjski współpracował z Waszyngtonem w walce z terroryzmem po ataku z 11 września 2001, ale stosunki między obu państwami popsuły się, kiedy po amerykańskiej inwazji na Irak Syria wspomagała irackich rebeliantów, udzielając schronienia zwolennikom Saddama Husajna i otwierając granicę dla terrorystów przedostających się do Iraku.
W 2004 r. USA nałożyły sankcje na Syrię, a w rok później odwołały swojego ambasadora z Damaszku po zabójstwie w 2005 r. byłego libańskiego premiera Rafika Hariri, o które podejrzewa się agentów syryjskich służb bezpieczeństwa.
Zdaniem ekspertów ds. Bliskiego Wschodu, syryjskiemu prezydentowi Baszirowi Asadowi zależy na poprawie stosunków z USA, więc może być podatny na sugestie, żeby rozluźnić związki z Hezbollahem i Iranem. Z drugiej strony, nie wiadomo na razie, czym Waszyngton byłby gotów zachęcić do tego Syrię. W sobotnim przemówieniu radiowym prezydent Bush nie znalazł żadnych pojednawczych słów pod adresem tego kraju.
Dyplomacja amerykańska - zdaniem komentatorów - będzie prawdopodobnie usiłowała wygrać rozbieżności i antagonizmy dzielące świat arabski i muzułmański. Kraje arabskie, w większości sunnickie - z Syrią włącznie - obawiają się wzmacniania się w regionie wpływów szyickiego Iranu i szyickiego Hezbollahu. Potwierdziła to początkowa reakcja Egiptu, Jordanii i Arabii Saudyjskiej na walki na granicy izraelsko-libańskiej. Wezwały one do zawieszenia broni, ale potępiły też akcje Hezbollahu.
pap, em
Kilka dni temu inny przedstawiciel władz syryjskich ostrzegał, że Syria włączy się w konflikt między Izraelem a Hezbollahem, jeśli izraelskie siły lądowe wejdą do Libanu i zbliżą się do jej granicy. Zdaniem Izraela, Damaszek popiera libański Hezbollah i - podobnie jak Iran - uzbraja jego oddziały.
W niedzielę wieczorem Syria wystąpiła z kolejną ofertą wobec Stanów Zjednoczonych - jej minister łączności i techniki Amr Nazir Salem zaproponował pomoc Stanom w lokalizacji komórek Al-Kaidy w Libanie. Syrię niepokoi możliwość rozszerzenia działań militarnych Izraela również na jej terytorium.
Z kolei prasa amerykańska pisze w niedzielę, że dążąc do dyplomatycznego uregulowania kryzysu, rząd USA będzie starać się skłonić Syrię do zaprzestania współpracy z Iranem w zaopatrywaniu ugrupowania Hezbollah w broń i fundusze. Jak pisze niedzielny "New York Times", administracja prezydenta George`a W. Busha uważa, że "Syria zajmuje kluczowe miejsce we wszelkich planach uregulowania kryzysu bliskowschodniego" i wobec tego "rząd szuka sposobów oderwania tego kraju od sojuszu z Iranem". Iranem jest głównym sponsorem działającej w Libanie islamskiej organizacji terrorystycznej, Hezbollah ale według ustaleń amerykańskiego wywiadu, irańskie pieniądze i dostawy broni dla niej przechodzą przez Syrię.
To główny cel rozpoczynającej się w poniedziałek podróży sekretarz stanu Condoleezzy Rice na Bliski Wschód. Nie planuje ona spotkania z rządem Syrii, ale w rozmowach z przedstawicielami Egiptu i Jordanii w Rzymie w powrotnej drodze do USA zamierza nalegać, aby przekonali oni Damaszek do konieczności zerwania z Iranem i Hezbollahem. Kwestię syryjskiej pomocy dla Hezbollah pani Rice i prezydent Bush poruszyli w niedzielę w rozmowie w Waszyngtonie z przedstawicielami rządu Arabii Saudyjskiej: szefem Rady Bezpieczeństwa Narodowego tego kraju, księciem Bandarem bin Sultanem, i ministrem spraw zagranicznych, Saudem al-Fajsalem.
Syrię uważa się w USA za słabe ogniwo osi "Teheran-Damaszek-Hezbollah". Rząd syryjski współpracował z Waszyngtonem w walce z terroryzmem po ataku z 11 września 2001, ale stosunki między obu państwami popsuły się, kiedy po amerykańskiej inwazji na Irak Syria wspomagała irackich rebeliantów, udzielając schronienia zwolennikom Saddama Husajna i otwierając granicę dla terrorystów przedostających się do Iraku.
W 2004 r. USA nałożyły sankcje na Syrię, a w rok później odwołały swojego ambasadora z Damaszku po zabójstwie w 2005 r. byłego libańskiego premiera Rafika Hariri, o które podejrzewa się agentów syryjskich służb bezpieczeństwa.
Zdaniem ekspertów ds. Bliskiego Wschodu, syryjskiemu prezydentowi Baszirowi Asadowi zależy na poprawie stosunków z USA, więc może być podatny na sugestie, żeby rozluźnić związki z Hezbollahem i Iranem. Z drugiej strony, nie wiadomo na razie, czym Waszyngton byłby gotów zachęcić do tego Syrię. W sobotnim przemówieniu radiowym prezydent Bush nie znalazł żadnych pojednawczych słów pod adresem tego kraju.
Dyplomacja amerykańska - zdaniem komentatorów - będzie prawdopodobnie usiłowała wygrać rozbieżności i antagonizmy dzielące świat arabski i muzułmański. Kraje arabskie, w większości sunnickie - z Syrią włącznie - obawiają się wzmacniania się w regionie wpływów szyickiego Iranu i szyickiego Hezbollahu. Potwierdziła to początkowa reakcja Egiptu, Jordanii i Arabii Saudyjskiej na walki na granicy izraelsko-libańskiej. Wezwały one do zawieszenia broni, ale potępiły też akcje Hezbollahu.
pap, em