Ogółem według danych ze szpitala w Diwanii w walkach zginęły co najmniej 34 osoby: 25 żołnierzy i 9 cywilów. Źródła nieoficjalne poinformowały o śmierci trzech sadrystów.
Inną wersję zdarzeń przedstawił wieczorem w Bagdadzie rzecznik irackiego Ministerstwa Obrony. Powiedział, że do walk doszło, gdy uzbrojeni napastnicy zaatakowali komisariaty policji w Diwanii. Wojsko pospieszyło na pomoc policjantom i opanowało sytuację. Zginęło 20 żołnierzy i 50 napastników. Kim byli napastnicy, rzecznik nie podał.
Tak czy inaczej gubernator prowincji Diwanija Chalil Dżalil Hamza pojechał w poniedziałek do Nadżafu, aby spotkać się z przywódcami populistycznego ruchu Sadra. Miasto Diwanija leży 150 km na południe od Bagdadu. Pod miastem znajduje się główna baza dowodzonej przez Polskę wielonarodowej dywizji Centrum-Południe. Obowiązuje w niej stan podwyższonego pogotowia.
Hamza jest działaczem rywalizującej z ruchem Sadra partii szyickiej Najwyższa Rada Rewolucji Islamskiej w Iraku (SCIRI), kierowanej przez Abdela Aziza al-Hakima. SCIRI i Armia Mahdiego już nieraz walczyły z sobą w południowym Iraku, zamieszkanym przez dyskryminowaną do 2003 roku większość szyicką, która obecnie sprawuje władzę w Bagdadzie. Zwolennicy Sadra i Hakima są obok premiera Malikiego i jego partii Zew Islamu najważniejszymi siłami w bloku szyickim, który ma niemal połowę mandatów w parlamencie. Maliki jest podobno niezadowolony z niesubordynacji ludzi obozu Sadra i zamierza dokonać zmian w rządzie. Maliki, wspierany przez wojska amerykańskie i brytyjskie, zapowiadał rozwiązanie wszystkich milicji. Jednak w sto dni po zaprzysiężeniu jego rządu koalicyjnego milicje są nadal głównymi rozgrywającymi w walce o władzę między ugrupowaniami szyickimi, które dominują na południu Iraku, w tym w Basrze, gdzie znajdują się pola naftowe, jedne z najbogatszych w świecie.
Nowe walki i zamachy nastąpiły w dzień po wypowiedzi premiera Nuriego al-Malikiego dla CNN, że przemoc w Iraku słabnie i do wojny domowej nie dojdzie. Jednak nie chciał podać kalendarza wycofania 138 tysięcy żołnierzy amerykańskich i około 7 tysięcy brytyjskich, którzy stanowią ogromną większość wojsk wielonarodowych. W niedzielę, gdy CNN nadała wywiad z premierem, zginęło w Iraku przeszło 60 osób, w tym ośmiu żołnierzy amerykańskich.
Rzecznik wojsk amerykańskich w Iraku gen. William Caldwell przyznał w poniedziałek, że ostatnie dwa dni przyniosły wzrost przemocy. Powiedział jednak, że ogólnie biorąc od lipca, kiedy żołnierze USA i iraccy zaczęli przeczesywać kwartał po kwartale najniebezpieczniejsze dzielnice Bagdadu, liczba ataków spadła.
pap, em