Zdaniem administracji USA, komunistyczny reżim na Kubie przetrwa jakiś czas nawet po śmierci Fidela Castro - twierdzi poniedziałkowy "Washington Times", powołując się na anonimowych przedstawicieli rządu.
O nienaruszalność systemu mają zadbać wyszkolone przez pokolenie rewolucjonistów kadry "młodych komunistycznych technokratów-profesjonałów", którzy rządzą obecnie krajem. Będą oni jakoby "entuzjastycznie pomagać" następcy Castro, jego bratu Raulowi, któremu dyktator przekazał niedawno tymczasowo władzę z powodu choroby.
Rząd USA rozważa jednak podjęcie tajnych rozmów z reżimem w Hawanie. Powstał m.in. pomysł nawiązania kontaktów z kluczowymi dowódcami armii kubańskiej, która nie jest podobno tak uwikłana w represje, jak policja i służby bezpieczeństwa. Za kontaktami takimi opowiadał się jakoby Pentagon, ale Departament Stanu i Biały Dom były przeciwne.
Ocena, że do demokracji na Kubie nie dojdzie nawet przez pewien czas po zgonie Fidela Castro, zawarta jest także w tajnym raporcie amerykańskiego wywiadu wojskowego z 2000 r. Zawiera on jednak prognozę, że po śmierci kubańskiego dyktatora miałaby jednak nastąpić przyspieszona liberalizacja ekonomiczna, która może wywołać w efekcie zmiany polityczne.
pap, em