Nieustannie zastanawiam się, jak nowoczesne technologie mogą poprawić funkcjonowanie naszego systemu politycznego. Niedoskonałego, że tak delikatnie to ujmę. Rozważałem m.in., jak można wykorzystać wyposażenie obywateli w bezpieczne urządzenia do głosowania. Tymczasem życie przyniosło inną nowość. Już od dawna przez serwisy crowdfundingowe zbierane są pieniądze na leczenie, projekty różnych pasjonatów i inne przedsięwzięcia. W tym roku wydarzyło się coś szczególnego.
Oto Patrycja Krzymińska, po doświadczeniach ze zbiórką na WOŚP (akcja „ostatnia puszka Pawła Adamowicza” przyniosła rekordowe 16 mln zł), zorganizowała zrzutkę via Facebook na Europejskie Centrum Solidarności. Zebrano 3 mln zł mające zastąpić część dotacji Ministerstwa Kultury. Potem wpłynęły jeszcze kolejne 3 mln od darczyńców na konto ECS. O pani Patrycji pisaliśmy w nr. 5 „Wprost” (tekst dostępny na Wprost.pl). Ogłoszenie i przeprowadzenie zbiórki na milionowe kwoty stało się banalnie proste. A co, gdyby Polacy zaczęli wspierać w ten sposób niektóre organy państwa, urzędy, instytucje, tam, gdzie prawo obecnie na to nie pozwala? Analogicznie do budżetu obywatelskiego, tylko tu inicjatywa wychodziłaby od beneficjentów. Na przykład rzecznik praw obywatelskich ogłosiłby zbiórkę na dodatkowe 10 etatów albo biura w terenie.
Rzecznik praw dziecka poprosiłby o środki na zbadanie sytuacji nieletnich w jakimś aspekcie, a prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów zachęciłby do wpłat na nowy program kontroli. Tego typu instytucje finansowane są z budżetu państwa, czyli teoretycznie mamy na nie wpływ przez naszych przedstawicieli w parlamencie i rządzie. Tyle że za sprawą ordynacji wyborczej część Polaków w ogóle nie ma takiej reprezentacji, a inni owszem, ale w opozycji (nie idzie mi tylko o bieżącą kadencję). Niereprezentowani mogą sobie… niewiele mogą. Nowy mechanizm dawałby im, a także wszystkim innym, większy wpływ na bieg spraw w państwie. Problemów z takim rozwiązaniem jest kilka. Najważniejszy – ryzyko, że ktoś w kontakcie z instytucją wypali „wpłaciłem na was, należy mi się”.
Wpłaty mogłyby odbywać się z pomocą instytucji pośredniczącej, np. państwowego Banku Gospodarstwa Krajowego, który dalej anonimowo przesyłałby pieniądze. Niemniej jednak, raczej nikt nie idzie do szpitala z przylepionym na czole potwierdzeniem przelewu na WOŚP. Wpłat mogłyby dokonywać tylko osoby fizyczne, obywatele polscy, i nie mogliby o nich informować beneficjenta. Aby mimo wszystko ktoś, kto wejdzie w styczność z daną instytucją, nie pędził od razu automatycznie (i interesownie) do banku, można by wsparcie ograniczyć. Dana instytucja mogłaby np. zbierać środki na dwa projekty rocznie, przez trzy tygodnie na każdy, łącznie do kwoty 20 proc. jej rocznego budżetu. Myślę o podmiotach, które nie mogą sięgać bezpośrednio po pieniądze obywateli, jednak taki powszechny mechanizm („Zbiórka obywatelska”?) mógłby ułatwić zbieranie środków innym, na przykład szpitalom, powołującym zwykle w tym celu fundacje. Na początku lutego w rekordowym czasie jednej doby walczący o przetrwanie klub piłkarski Wisła Kraków zebrał od 9 tys. osób 4 mln zł. O wpłaty zabiegają walczący o miejsce na scenie politycznej Robert Biedroń i Robert Gwiazdowski. Ten ostatni mówi bez ogródek: miliony wypłacane partiom z budżetu betonują polską scenę polityczną i utrudniają konkurencję. Może warto wprowadzić czynnik konkurencyjności wśród instytucji państwowych? Może byłby to zaczątek jeszcze większej reformy?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.