Tekst ukazał się we „Wprost” w grudniu 2019 r.
Spotykamy się w warszawskim mieszkaniu Jerzego Pilcha, tuż przed przeprowadzką pisarza do Kielc.
Leszek Bugajski: Nasze pokolenie nie pakowało się w 15 minut do jednej walizki i nie zostawiało wszystkiego za plecami. Dla nas przeprowadzki to istotne zdarzenia i na szczęście kojarzą się z wolnością. Tendencyjnie omijam mniej lub bardziej przymusowe emigracje.
Jerzy Pilch: I tymi przeprowadzkami można by napisać nasze biografie. Pamiętam moją pierwszą: w roku Pańskim 1962. Mam dziesięć lat, rodzice zadecydowali, że przeniosą się z Wisły do Krakowa. Niosę w sobie żal za światem, który zostawiam, poczucie straty. Ale i nadzieję na nowe atrakcje. Już wyliczyłem, że w Krakowie jest 30 kin, w Wiśle jedno. Przekonuje mnie to, osładza los banity.
W mojej Dąbrowie Górniczej działały dwa kina. Ale też mnie rzuciło do Krakowa na 20 lat.
Mnie tam bez mała cztery dekady przeleciały. Ale po nich wciąż zarabiałem nędzne pieniądze. Wszyscy mieli wyobrażenie, że w „Tygodniku Powszechnym” jest kran ze złotymi monetami. A tam tylko prestiż, zasługi i galeria czcigodnych nieboszczyków. W Warszawie zaś dostałem konkretną propozycję, jak się okazało, ostatni etat w moim życiu. Najpierw redakcja „Polityki” stawiała mi Hotel Europejski. Potem wynajęli mi kawalerkę przy rondzie ONZ, na 12. piętrze. Na tamtejsze czasy to były warunki.
Czytaj też:
Rocznica śmierci Jerzego Pilcha. „Był gwiazdorem, jego choroba stała się sprawą publiczną”
No i wrosłeś w to miasto. A teraz, po 20 latach, znów się przenosisz.
Ale tym razem dla mnie to właśnie przymus. Oby zbawczy. Nawet nie chcę na ten temat mówić w wywiadzie, bo w Polsce opowieści o słabościach są traktowane jako spowiedź trupa. Wywinąłem się i pozbierałem, chociaż przez najbliższe miesiące, może rok, a może lata całe, będę poruszał się na wózku inwalidzkim. A on nie mieści się w windzie. Trzeba składać, rozkładać, luzować – żeby wyjść gdziekolwiek, trzeba mieć permanentną pomoc. W mieszkaniu nie wszędzie dotrzesz.
Właściwie ostatnie tygodnie spędziłem w tej sytuacji bez wyjścia. Zdałem sobie sprawę, że jest w kraju cała armia więźniów swoich mieszkań.
I akurat wtedy podjęliśmy decyzję. Znaleźliśmy nowy apartamentowiec, przystosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych, spodobało mi się. A więc Kielce. Tu czekam na gigantyczną zmianę: żeby móc na wózku samemu do łazienki dojechać i z niej wyjechać.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.