W związku ze świętami, a także zbliżającym się upadkiem czytelnictwa, chciałam napisać coś o książkach, które warto kupić pod choinkę. Tymczasem w moje ręce wpadła książka, której kupić nie można, bo jest „bez-cenna”, a jej jedyną zaletą jest to, że można się przy niej nieźle ubawić, przy czym zaznaczam, że jest to śmiech przez łzy, a do tego za nasze, podatników, pieniądze. Książka jest przeznaczona dla „zagranicznych turystów, biznesmenów i polityków” i – niestety – bywa rozdawana takowym na wyższych salonach politycznych, prezydenckiego nie wyłączając. Jej tytuł brzmi górnolotnie „Polskie symbole”, powodem jej powstania jest „poczucie dumy z Polski” i – jak pisze jej inicjator i wykonawca Marek Michalak, rzecznik praw dziecka – książka jest „najlepszą wizytówką naszego kraju i doskonałym źródłem wiedzy o nim”. Niestety, jest to żenujący zbiór stereotypów, kiczu, przesądów i seksizmu…
Czegóż dowiedzą się z niej „zagraniczny turysta oraz biznesmen”? Przede wszystkim tego, że w naszym społeczeństwie „troska o los dzieci jest tak powszechna” i tak głęboka, „że stanowi źródło zaangażowania na rzecz najmłodszych” (proszę korektę o niepoprawianie nonsensów). Dowodem powszechnej troski jest postać tragicznie zmarłego Janusza Korczaka. Marek Michalak jest jednak dumny nie tylko z powszechnej w naszym kraju troski o los dzieci, dumny jest też z innych symboli, które przedstawia w porządku alfabetycznym. Zaczynamy więc od Araba, a kończymy na Żydzie. W środku znajdujemy takie powody do dumy i „niepowtarzalnego czaru” Polski, jak: wódka, Grunwald, bociek, Jasna Góra, Miłosz, kanał elbląski, oscypek, żubr, no i – a jakże! – Jan Paweł II, który pojawia się w wielu hasłach. Co tu dalej wymieniać!
Książka jest napisana językiem seksmisji, czyli o mężczyznach i wyłącznie w rodzaju męskim. Są obywatele, bohaterowie, Polacy. Polek i obywatelek brak (poza modelkami). Zadałam sobie pytanie, czy wśród symboli narodowych (a w istocie narodowych stereotypów), które stanowią przedmiot dumy rzecznika praw dziecka, są jakieś kobiety. A owszem. Jest „wielki uczony”, który kryje się pod żeńskim nazwiskiem Maria Skłodowska. Są poetka Szymborska, dwie himalaistki, które podtrzymują „chwalebne tradycje” kobiet. Wymienia się również Wilczyńską, która pracowała „razem z” Korczakiem, ale przecież to nie jej praca i poświęcenie są tu istotne. W nawiasach pojawia się nazwisko Elżbiety Dzikowskiej, która „towarzyszyła” wielkiemu podróżnikowi Tony’emu Halikowi. (Notabene niegdyś pisano tak o Noblu Marii Skłodowskiej- -Curie, że dostała go za „dzielne wspieranie męża”). Tych kilka kobiet w tej książce służy jako dziwy natury, dodatki do prawdziwych polskich bohaterów, wojowników oraz uczonych. Ale są też kobiety z krwi i kości, których rolę pan rzecznik docenia. Oto w haśle Wolsztyn, gdzie omawiana jest słynna parowozownia, możemy przeczytać, że w kwietniu odbywają się tam „wybory Miss Świata Parowozów, czyli wybór najpiękniejszej dziewczyny na tle dostojnych parowozów”. To kobiece piękno na tle dostojeństwa naszej narodowej dumy, jaką są parowozy, powoduje, że „atmosfera robi się gorąca”. Cudzoziemcze, jak chcesz zobaczyć dwa w jednym, czyli piękno i dostojeństwo, jedź do Wolsztyna. Może zakochasz się w polskich parowozach, bo to, że zakochasz się w pięknej Polce, masz jak w banku! Dlaczego? Bo Polki są „najlepszymi kandydatkami na żony” – czytamy o tym w haśle na „k”, które brzmi: Piękne kobiety. Polki królują nie tylko w parowozowni, ale również „na wybiegach u największych kreatorów mody i wygrywają konkursy piękności”. „Nadwiślańskie panie są blondynkami o jasnej karnacji. Co jest rarytasem”. „Nie korzystają z usług specjalistów chirurgii plastycznej”, ich uroda „jest naturalna” niczym naszych koni arabów. Ale ponadto – wiedz, cudzoziemcze! – polskie kobiety są nie tylko piękne i królują na wszystkich wybiegach, ale również „są silne, pracowite i zaradne” i dlatego są poszukiwanym materiałem na żony wśród Europejczyków.
Rzecznik praw dziecka zapomniał tylko dodać, że kobiety czasem rodzą. Co prawda stają się wtedy brzydkie i nie mają szans ani na bycie „miss parowozowni”, ani „symbolem Polski”, niemniej dzięki ich dzieciom pan Michalak ma intratną pracę, co pozwala mu bezkarnie (?) wydawać publiczne pieniądze na powielanie stereotypów oraz promowanie dyskryminacji. Powód do narodowej dumy? Raczej do dymisji…
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.