Do godz. 18.00 Żukowski czekał w swojej warszawskiej kancelarii na faks z Lozanny. "Podejrzewam, że komisja ma trudny orzech do zgryzienia. Wskazaliśmy na okoliczności, które świadczą na korzyść zawodnika. Po pierwsze, w jego moczu clenbuterol znajdował się w ilościach nie śladowych, a wręcz atomowych. Po drugie, co jest sensacją, clenbuterol jest w Chinach dopuszczony do tuczu zwierząt" - powiedział Żukowski.
Obrońca Seroczyńskiego wyjaśnił, że laboratoria posiadające akredytację Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) mają obowiązek wykrywać clenbuterol w stężeniu 2 nanogramy na mililitr. Wynik testu kajakarza wskazywał na 0,35 nanograma. Ponadto w artykule naukowym o bezpieczeństwie żywności w Chinach, na który powoływał się Żukowski, stwierdzono wprost, że clenbuterol jest w tym kraju legalnie dopuszczony w ograniczonych ilościach do tuczu zwierząt i drobiu.
"Podejrzewamy, że ta substancja dostała się do organizmu Seroczyńskiego wraz z jedzeniem" - podkreślił Żukowski, który trzy lata temu bronił przed zarzutami dopingowymi narciarkę Justynę Kowalczyk.
Seroczyński z nadzieją oczekuje wieści z Lozanny. "Wiem, że nie brałem żadnych zabronionych substancji. Nie tracę nadziei na to, że oczyszczę swoje dobre imię" - powiedział zawodnik Posnanii, który wraz z Mariuszem Kujawskim zajął w igrzyskach w Pekinie czwarte miejsce w wyścigu K2 1000 m.
ND, PAP