Proces związany jest z głośnym wypadkiem z lutego 2001 roku, gdy w czasie naświetlania w białostockim szpitalu wysłużonym aparatem do radioterapii poparzonych zostało pięć kobiet. Jak się potem okazało, urządzenie miało awarię, której nie pokazały żadne jego wskaźniki, i podało zbyt dużą dawkę promieniowania, wielokrotnie większą od zalecanej.
Po długim śledztwie prokuratura oskarżyła dwoje pracowników szpitala: lekarkę i pracownika technicznego, odpowiedzialnego za sprzęt. Ten ostatni został ostatecznie uniewinniony. Wyrok uniewinniający wobec lekarki został jednak uchylony i sprawa przekazana do ponownego rozpoznania.
Uniewinniając ją po raz kolejny sąd uzasadnił, że w ocenie zebranych dowodów lekarce nie można zarzucić błędnego postępowania.
Prokuratura przyjęła, że nie powinna była dopuścić do naświetlania piątej pacjentki i że pozwalając na to, naraziła jej zdrowie, a nawet życie. Biegli zaś, że lekarka i tak wykazała się dużą intuicją, decydując o przerwaniu radioterapii kolejnych chorych, bo wypadek był bezprecedensowy w skali światowej.
"Analizując zakres obowiązków lekarza, nie można wymagać, aby lekarz miał jakiekolwiek możliwości stwierdzenia innego niż upewnienie się (u technika), że aparat działa wadliwie" - mówiła w uzasadnieniu sędzia Magdalena Beziuk-Gawędzka.
Kilka lat temu wszystkie poparzone pacjentki wygrały ze szpitalem sprawy cywilne o odszkodowanie. Od czasu wypadku dwie zmarły, ale nie miało to związku z tym zdarzeniem.pap, em