"Za granicą oczekuje się od Obamy, że będzie jednocześnie kimś w rodzaju światowego szefa Amnesty International, sekretarza generalnego ONZ bis, przewodniczącego planetarnego Greenpeace i wszystkich lig przeciw rasizmowi" - zauważa "Le Monde".
A przecież - dodaje gazeta - Obama będzie najpierw przywódcą USA, stojącym na straży ich interesów, a nie działaczem praw człowieka, który ma uleczyć wszystkie światowe patologie XXI wieku. Zdaniem dziennika, fenomen Obamy można wyjaśnić - prócz jego niezaprzeczalnych przymiotów - niepopularnością jego poprzednika i falą ogromnych oczekiwań opinii amerykańskiej i międzynarodowej wobec nowej administracji amerykańskiej.
Jednak zdaniem "Le Monde", amerykański patriotyzm Obamy nie ma nic wspólnego z "ciasnym i nieokrzesanym patriotyzmem" ekipy odchodzącego prezydenta George'a W. Busha.
"W czasie swojej kampanii (Obama) dał się poznać jako człowiek rozumu, ostrożności, wątpliwości, wsłuchany w inne zdania i otwarty na innych. Odległy od George'a Busha, maskującego swoją niepewność za manichejskimi podziałami. Krótko mówiąc, (prezydentura Obamy - PAP) zaczyna się dobrze" - kończy "Le Monde", miarkując swój krytycyzm wobec nowej amerykańskiej głowy państwa.
ab, pap
Więcej o drodze Baracka Obamy do prezydentury w serwisie Wybory USA