Cherie Blair uważa, że bycie żoną premiera jest szczególnie trudne w dobie nowoczesnych technologii, kiedy komunikacja jest możliwa 24 godziny na dobę i kiedy od premiera oczekuje się, że nawet podczas górskiej wspinaczki na wakacjach w Pirenejach będzie odbierał - i odbiera - telefony.
Pani Blair podkreśla, że nie ma wyraźnej granicy między biurami a prywatnym mieszkaniem przy Downing Street. Urzędnicy mogą wchodzić i wychodzić o każdej porze dnia i nocy. "Zamknięcie drzwi na klucz, odłożenie słuchawki telefonu i odcięcie się od świata jest niemożliwe. Clarissa Eden opowiadała mi o urzędnikach wchodzących do ich sypialni w latach 50., Mary Wilson budziła się o 3 w nocy, żeby zobaczyć, jak sekretarki notują to, co im dyktuje premier" - pisze.
Małżonkowie szefów rządu próbowali sobie z tym radzić na różne sposoby - uciekając do letnich domów, wypłakując się przyjaciołom, czy - jak mąż Margaret Thatcher - spotykając się wieczorami ze znajomymi z pracy i grając w golfa.
Cherie Blair narzeka też na standard mieszkania przy Downing Street. Uważa, że jego układ jest przypadkowy, a umeblowanie o klasę gorsze od większości rezydencji brytyjskich ambasadorów. Jej zdaniem żony premierów czuły się jeszcze bardziej wyizolowane musząc mieszkać w miejscu, które nie odpowiadało ich gustowi, bez własnych mebli i z ograniczoną prywatnością.
Przede wszystkim jednak życie przy Downing Street to życie na oczach mediów i jest to coś, do czego cała rodzina musi się przyzwyczaić. "Media coraz bardziej rywalizują ze sobą, są coraz bardziej głodne newsa, coraz więcej miejsca poświęcają plotce (...) Uważają, że jeśli jesteś osobą publiczną, to ich czytelnicy mają prawo do wiadomości na twój temat. Rodzi się jednak pytanie - do jakiego stopnia małżonek premiera jest osobistością polityczną? Czy on i reszta rodziny są właściwym obiektem komentarzy? W końcu premier sam się zgłosił do tej pracy, jego rodzina nie" - pisze Cherie Blair.
Zdaniem Fiony Millar, która pracowała przez wiele lat jako doradca i asystentka Cherie Blair, żona premiera zdradziła w książce niewiele na temat swojego życia przy Downing Street, koncentrując się raczej na swoich poprzednikach. To jej zdaniem mądre posunięcie, ponieważ pisanie o przeżyciach przy Downing Street, kiedy mąż pełni wciąż swój urząd, mogłoby być uznane za nadużycie.
Cherie Blair wielokrotnie była obiektem zainteresowania i krytyki prasy, ponieważ nie mieściła się w tradycyjnym wizerunku żony premiera, m.in. była pierwszą pracującą matką przy Downing Street. Millar przypomina wiele gaf, za które premierowa była ostro krytykowana - jak brak kapelusza i o jeden ton zbyt jaskrawa szminka na pogrzebie księżnej Diany. Krytykowano też jej fryzurę, styl ubierania, a kiedy go zmieniła - fakt, że wydaje pieniądze na ubrania, czy też to, że jada foie gras. "Jej naturalne ciepło, inteligencja i siła charakteru połączone ze szczerą chęcią ochrony swojej prywatności przyniosły jej jednak popularność i nawet najwięksi krytycy musieli przyznać, że można być inteligentną, pełną życia, odnoszącą sukcesy kobietą i nie przestraszyć wyborców" - ocenia Fiona Millar w dzienniku "The Guardian".
"Przywilej bycia pierwszą damą to w powszechnym odczuciu coś, co należy szanować i nigdy się nie skarżyć" - podkreśla Millar. "Cherie zrobiła więcej dla przedefiniowania roli małżonki premiera, niż którakolwiek z jej poprzedniczek, ale przed nami wciąż długa droga, zanim osiągniemy consensus co do tego, jak powinna wyglądać. Publikacja książki być może da nam pogląd na tę sprawę z drugiej strony i uświadomi, jak opinia publiczna i media traktują rodziny polityków".