WE ŁBIE SIĘ PANU POPRZEWRACAŁO ALBO PROSZĘ WYTRZEŹWIEĆ!!! JAK NIE UMIE PAN KORZYSTAĆ Z ALLEGRO, TO NIECH PAN NIC NIE KUPUJE. ŻADNYCH PIENIĘDZY PAN NAM NIE ZAPŁACIŁ, WIĘC O ZWROCIE NAWET MOWY NIE MA. CHYBA JEST PAN NAĆPANY. ZARAZ POWIADAMIAM ZESPÓŁ ALLEGRO O NARUSZENIU PRZEZ PANA ZASAD – SAMI PANU ZLIKWIDUJĄ KONTO. A KOMENTARZE TAKIE WYSTAWIĘ, ŻE W PIĘTY PANU WEJDĄ, A O REZYGNACJI Z ZAKUPÓW NIE MA MOWY – MY NIE ODWOŁUJEMY OFERT.
Poprosiłem wtedy o rezygnację z transakcji. Odpisał:
SZKODA SŁÓW, DEBILU, TO TY ODE MNIE KUPIŁEŚ, A NIE JA OD CIEBIE, ĆPUNIE JEDEN. The end, aczkolwiek nie całkowity. Po tygodniu Allegro poinformowało mnie, że muszę zapłacić prowizję od tego dealu. Czyli od zbluzgania mnie przez drugą stronę.
To był w ogóle czarny dzień w moim życiu. Tego samego dnia przed południem ktoś zatrąbił na mnie, gdy szedłem ulicą, spojrzałem, a kierowca dumnie pokazał mi fucka i z piskiem opon odjechał. Dwie godziny później tuż za moimi plecami rozległ się głuchy odgłos, mały gołąb spadł z dachu jak kamień i na moich oczach wyzionął ducha. Nie był to najlepszy okres w moim życiu. Czasami zaczynam analizę takich zdarzeń od siebie. Że przecież jestem już duży i powinienem uwzględnić nerwy drugiego człowieka. Ludzie ze złości rzucają w siebie nożami i tłuką się bejsbolami, więc parę gwałtownych zdań to mógł być uzasadniony upust frustracji dla kogoś, kto czeka na 20 złotych. Całą swoją empatią umiem skumać potrzebę kierowcy, który zalicza dumny gest, o którym będzie tygodniami opowiadał swojej dziewczynie, ze śmiechu zalewając się łzami. Nawet gołąbka rozważałem przez moment jako specjalną przesyłkę od Manitou, że może metodą łagodniejszą od mafijnej wysłał mi go zamiast zasuszonej ryby zawiniętej w „Gazetę Polską".
Moje grzechy musiały być jednak poważne. Zadzwonił do mnie jeden z wicemarszałków Sejmu z gorącą prośbą o spotkanie. Jego lewicowa partia ma na sercu dobro kultury polskiej, a ja jestem w tej dziedzinie uznanym wojownikiem, więc poważna godzinna rozmowa ze mną pozwoli mu i jego kolegom zorientować się w rozmiarach dramatu. Po krótkim wahaniu zastrzegłem, że okej, ale nie chciałbym robić z tego wydarzenia medialnego, gdyż czynię jedynie swój obywatelski obowiązek, a nie sprzyjam komukolwiek politycznie. „Ależ oczywiście, spokojnie wypijemy kawę, dnia tego i tego wszystkie przepustki będą na pana czekały, ja osobiście przywitam pana w głównym wejściu" – powiedział marszałek i były to ostatnie słowa, jakie do mnie wypowiedział.
O umówionej godzinie uniosły się wszystkie szlabany, młody człowiek w mundurze wskazał mi miejsce do parkowania, inny mi wskazał wielkie drzwi. W środku mnie poproszono uprzejmie o dowód osobisty, sprawdzono, że ja to ja, i wszedłem dalej. Nikt na mnie nie czekał. Wielkim hallem przechadzały się szkolne wycieczki, przyglądały mi się z zaciekawieniem, gdyż usiadłem na wielkim tronie, który tam dla dekoracji stoi przy drzwiach. Wyglądałem pewnie jak Stańczyk w kapeluszu. Co jakiś czas dzieci podchodziły i prosiły, bym sobie z nimi zrobił zdjęcie. Galerią przemknął kamerzysta Superstacji, zaczął się czaić za filarem, ale gestem ręki poprosiłem, by mi dał spokój.
Po 20 minutach czekania powiedziałem strażnikowi, że było fajnie, a że marszałek się nie zjawił, to sobie idę, bo szkoda mi czasu. Gdy odjeżdżałem, znowu migały mi wszystkie szlabany i saluty. Marszałek nigdy do mnie nie zadzwonił i nie powiedział, z jakiej planety było UFO, które go porwało. To, że kultura przestała go interesować, stało się dla mnie smutnym faktem, aczkolwiek mogę przesadzać. Sam nie mam jasności, czy jestem jakakolwiek kultura. Myślicie, że tak jest codziennie? Otóż nie. Nawet tego dnia, kiedy miałem serię „allegro-fuck-gołąbek", chciałem przejść przez ruchliwą jezdnię i nagle zatrzymał się cały ruch uliczny. Kierowca, który to spowodował, otworzył okno i powiedział „Panie Zbigniewie, dla pana zatrzymam ruch wszędzie!”.
Miałem zamiar napisać dzisiaj o obowiązku wprowadzenia w szkołach lekcji z ratownictwa w przypadku nadużycia dopalaczy, ale los zechciał inaczej. Dlatego o dopalaczach i mojej teorii w tym względzie następnym razem.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.