W nomenklaturze urzędniczej nazywa się to „biały tydzień” czyli kalendarz jest pusty. A parlamentarzysta, gdy nie pracuje, dostaje gołą pensję, 6300 euro miesięcznie. Niby całkiem sporo, ale gdy pracuje, dostaje 1700 euro tygodniowo w postaci diety i jeszcze dodatki za dojazdy.
– Zatem wynagrodzenia deputowanych spadły o połowę. Mil nie zbierają, bo nie latają. Same straty – kpi polityk związany z Koalicją Obywatelską.
W kwietniu nie odbędzie się też posiedzenie Parlamentu Europejskiego w Strasburgu. – Jeżeli sesja kwietniowa w ogóle dojdzie do skutku, to obrady odbędą się w Brukseli. Francja zgodziła się na to wyjątkowo i tylko dlatego, że uważa, iż trzeba chronić ludność Strasburga przed epidemią – mówi polityk KO. Poprzednim razem odwołano obrady Parlamentu Europejskiego w Strasburgu, gdy zawalił się sufit nad salą plenarną Parlamentu Europejskiego, na szczęście pod nieobecność deputowanych. Zatem tylko katastrofa budowlana i ogólnoświatowa epidemia są w stanie odwieść unijnych urzędników od obyczaju, który kosztuje Unię Europejską 1 mld euro rocznie i wymaga przemieszczenia się 6 tys. pracowników z Brukseli i Luksemburga do Strasburga. Tak na marginesie ci pracownicy dostają za każdy taki wyjazd zagraniczną dietę, zatem też są poszkodowani z powodu koronawirusa.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.