Przypadek w sekundę wszystko może zmienić.
Tak jest. Ale dopóki nas to nie doświadczy, odsuwamy od siebie tę myśl.
W pani życiu wszystko zmieniło się w 2000 r., kiedy nagle zmarł pani mąż, a córka zapadła w śpiączkę, w której jest do dziś.
Dużo się zapomina. Teraz to nie jest tamto życie, które było wtedy. Od 2000 r. nabudowałam wiele nowego. Już jest inny czas. Jak mówią mądrzy ludzie, naprawdę istnieje tylko czas teraźniejszy. Bo to, co wyobrażamy sobie w przyszłości, to są oczywiście ważne plany i życzenia, ale mogą się okazać bardzo śmieszne. Nauczyłam się, że przy nieprzewidywalności zdarzeń trzeba umieć korzystać z czasu teraźniejszego, z tego, co jest blisko, jutro. Spędziłam ostatnio dużo czasu w Los Angeles, robiłam tam sztukę. Chociaż nie musiałam martwić się o to, co jest tu, bo łączyłam się przez Skype’a z Olą i z Manią i wszystko dobrze funkcjonowało, to i tak wróciłam stamtąd z głębokim poczuciem, że jeszcze bardziej będę doceniać to, co mam. Bo dopiero z oddalenia można spojrzeć na swoje życie z szerszej perspektywy. Trzeba doświadczyć czegoś zupełnie innego, żeby wiedzieć, ile znaczy dla mnie ten dom, to miejsce, to życie. Okazuje się, że dla mnie znaczy bardzo dużo. To, że jestem z Europy, z Polski, stąd, z tego miejsca, w którym teraz rozmawiamy. W 2000 r. wiele osób mówiło: sprzedaj to, wyprowadź się, tu się stało tyle złego. Nieprawda, to jest moje miejsce. Wiedziałam, że tu jest mój dom, tu są drzewa, które sadziliśmy z Jackiem, i że w ogóle nie wchodzi w rachubę, żeby to miejsce opuścić. Gdy jestem w samolocie i on zbliża się do lądowania w Warszawie, to wiem, że na granicy Żoliborza i Bielan jest taka kropeczka i to jest moje miejsce. I to jest bardzo, bardzo cenne.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.