Spontaniczne manifestacje po śmierci Jana Pawła II pokazały, jak głęboka jest potrzeba autentycznego, osadzonego w zakorzenionych wartościach autorytetu Nowoczesność, a zwłaszcza późna nowoczesność, w której żyjemy, jest epoką kryzysu autorytetów - uważa się powszechnie. Ma to być konsekwencja załamywania się tradycyjnych modeli życia, religii i porządków społecznych. Kryzys przeżywa również tak elementarna instytucja ludzka jak rodzina. Utrata jej znaczenia zasadniczo wpływa na proces erozji autorytetu jako takiego. To rodzina tworzy bowiem pierwsze środowisko uczące fundamentalnych zasad i kreujące światopogląd. Socjologowie odkrywają dość oczywisty fakt, że kryzys autorytetu przekłada się na kryzys tożsamości. Zupełnie samodzielnie, bez punktów orientacyjnych człowiek nie jest w stanie zbudować swojej pełnej osobowości. Zdolność do creatio ex nihilo (tworzenia z niczego) przysługuje wyłącznie Bogu.
Autorytety, osoby znaczące, są punktami odniesienia na ludzkiej drodze. Stanowią wzory, które człowiek może naśladować i przymierzać do nich swoje poglądy i zachowanie. Bez nich czuje się zagubiony.
Mityczne odniesienie
W tradycyjnych, hierarchicznie zorganizowanych wspólnotach stan rzeczy był w miarę jasny i trwały, co nie znaczy, że prosty. Wzorotwórcze postacie usytuowane były na najwyższych szczeblach drabiny społecznej. Co więcej, miały niezwykle precyzyjnie wyznaczony kod postępowania. Chodziło więc wtedy o naśladowanie wzorców przypisanych określonym rolom społecznym. Różne były modele zachowania dla odmiennych grup społecznych, z których każda miała swoją hierarchię, swój etos, mity czy rytuały. Inne były normy postępowania i zachowania dla rolników, wojowników, kupców, rzemieślników czy kapłanów, a dodatkowo grupy takie dzieliły się na mniejsze zbiorowości, różniące się ze względu na specyfikę korporacyjną czy nawet regionalną. Odmienność fachu na przykład tkaczy i kowali, chociaż ich przedstawiciele przyjmowali te same szeroko rozumiane rzemieślnicze cnoty, rzutowała na odmienność modelu zachowania. Miało to swoje odbicie w różnorodności patronów i bohaterów tych profesji. Wszystkie te różnice z kolei musiały się zmieścić w szerszych modelach zachowania, tworzonych przez wspólnotę polityczną i religijną. Osoby piastujące najwyższe stanowiska były wzorem, jeśli trzymały się przypisanych swoim rolom postaw. Relacje te naśladowały stosunki rodzinne. Zawsze jednak pojawiały się postacie szczególne, które czy to przez perfekcję w wykonywaniu swojej roli, skrupulatne przestrzeganie religijnych bądź wspólnotowych powinności, czy wreszcie przez szczególne zdolności i umiejętność ich wykorzystywania stawały się również wzorem i mitycznym punktem odniesienia dla całej grupy, a czasami potrafiły wykroczyć poza jej ramy.
Substytuty autorytetów
Kryzys tradycyjnych autorytetów przekłada się na szukanie ich substytutów. Zanikającego autorytetu rodziny nie tylko nie zastąpi szkoła, ale jego konsekwencją będzie zanik autorytetu szkoły. Zamiast tego pojawi się autorytet grupy rówieśniczej czy środowiskowej. Współcześnie osoby znaczące kreuje jednak głównie kultura masowa. Zanik tradycyjnych autorytetów i zastępowanie ich przez substytuty powoduje chaotyczność współczesnego życia. Sytuację tę odbijają pstrokacizna i przemienność bohaterów współczesnej wyobraźni masowej. Postacie reprezentujące tradycyjne hierarchie i pełniące istotne funkcje społeczne mieszają się z medialnymi produktami, które na dobrą sprawę mogłyby nawet nie istnieć - w filmie Andrew Niccola "Simone" gwiazda filmu i estrady, obiekt masowego kultu, okazuje się jedynie sterowaną przez reżysera komputerową projekcją. Powszechnie uważa się, że współcześnie nie można się stać znaczącą postacią bez pomocy mediów. Odgrywają one rolę podwójną. Z jednej strony, zgodnie ze swoją pierwotną funkcją, pokazują świat, a więc pośredniczą w dostarczaniu informacji szerokiemu odbiorcy. Z drugiej strony, coraz bardziej kreują otaczającą nas rzeczywistość, w tym znaczące jej postacie. Obie te role zaczynają się coraz bardziej przenikać, pogłębiając medialny zamęt współczesnego świata. Istotną predyspozycją polityczną zaczyna być "medialność" - swoista zdolność do dobrego prezentowania się w mediach. Można uznać, że nic w tym złego: jeśli polityk ma być przedstawicielem wyborcy, musi mu się podobać. Pojawia się jednak coraz wyraźniejszy przechył w stronę najłatwiejszych w odbiorze walorów kosmetyczno-rozrywkowych w kierunku schlebiania najprostszym, prymitywnym gustom i kreowania wyliczonych według badań i obliczonych na największą popularność wizerunków. Powstaje cały przemysł służący modelowaniu polityków przez specjalistów od marketingu. Przykładem w pełni wykreowanego, nie pokrywającego się ze stanem realnym był wizerunek prezydenta Kwaśniewskiego, który niemal we wszystkich swoich aspektach był nierzeczywisty. Uderzające było to w kwestii - wydawałoby się - najoczywistszych faktów. Kwaśniewski uchodził na przykład za świetnie akademicko wyedukowanego, wysokiego i przystojnego mężczyznę, choć w rzeczywistości nie spełniał żadnego z wymienionych kryteriów.
Gwiazdy i mity
Radio, a zwłaszcza telewizor stały się oknami współczesnych mieszkań, zastępując często okna prawdziwe. Tylko że obok dźwięków i obrazów prawdziwego świata w coraz większej dawce przekazują one obraz wykreowany. A odbiorcy mają tendencję do ich utożsamiania. Wirtualny świat filmów, seriali, a zwłaszcza wynalazków współczesnej telewizji, takich jak na przykład reality show, zaczyna być traktowany jak rzeczywistość. Ich stworzeni czy wymodelowani bohaterowie zaczynają być bliskimi "znaczącymi osobami". Fenomenem współczesności są filmowe gwiazdy. Kult związany z nimi odsłania specyfikę współczesności, jaką jest życie zapośredniczone. Aktor gra role, ale jest postrzegany przez odbiorców jako odtwarzana przez siebie postać. Świat filmowy miesza się z realnością. Widz postrzega ją jako przedłużenie fabuły, a aktor zwykle z satysfakcją podporządkowuje się temu oczekiwaniu. Również w życiu pozaekranowym usiłuje grać zaakceptowaną przez odbiorcę postać. Wspomaga go w tym, a często i narzuca mu to system produkcyjny, który walczy o jego popularność i w którego trybach współczesne gwiazdy stają się uległym dochodowym produktem. Zasada funkcjonowania gwiazdy jest do pewnego stopnia sprzeczna z aktorskim fachem. Aktor powinien się wcielić w rolę i przestać istnieć, aby mógł zaistnieć odtwarzany przez niego bohater. Gwiazdor zaś jest ciągle tym samym typem przymierzanym do różnych wcieleń. Humphrey Bogart będzie od pewnego momentu we wszystkich swoich rolach doświadczonym, nieco cynicznym facetem, jednak z fundamentalnymi zasadami moralnymi. Marilyn Monroe będzie nieco naiwnym i zmysłowym wcieleniem męskich pragnień, James Dean - młodym buntownikiem itd. Gwiazdy stają się więc archetypicznymi figurami naszej współczesnej mitologii. Można uznać, że są współczesną wersją mitycznych postaci literackich, takich jak Gargantua, Don Kichot czy Hamlet. Co więcej, współcześnie zaczynają funkcjonować jako autorytety ze względu na role, które odtwarzały. Aktor grający policjanta wypowiada się na temat niezbędnych reform w policji, aktorka odtwarzająca włókniarkę - na temat koniecznych dopłat do przemysłu tekstylnego, a filmowy prezydent mówi o uzdrowieniu polityki.
Estradowi guru
Podobną do aktorów rolę odgrywają dziś przedstawiciele muzyki popularnej. Fenomen rockowych gwiazd, zaczynający się od Elvisa Presleya, poprzedzały oszałamiające kariery medialne Franka Sinatry czy Edith Piaf. Dopiero jednak kariera takich gwiazd jak The Beatles czy The Doors kazała widzieć w nich wręcz proroków nowego stylu życia. Od tego czasu gwiazdy estrady mają niemal obowiązek tłumaczyć swoim wyznawcom, co jest dobre, a co złe albo dlaczego nic nie jest dobre ani złe. Mają obowiązek uczyć, że buddyzm jest lepszy od chrześcijaństwa, a wegetarianizm od mięsożerstwa, że Lennon był mądrzejszy od Kanta, a Bush jest groźniejszy od bin Ladena. Mają uczyć, dlaczego należy żądać umorzenia długów krajom Trzeciego Świata, dlaczego trzeba zalegalizować aborcję, potępiać kapitalistyczny wyzysk i elektrownie jądrowe. Rozmaite gwiazdki powtarzają zmienne, choć w sumie identyczne w wymowie formułki biblii pauperum współczesnej poprawności politycznej. Ludzie, zwłaszcza młodzi, potrzebują wzorców i modeli, a współczesna kultura infantylizuje swoich odbiorców. Zdziecinnienie staje się powszechne. Dzieje się tak ze względu na wszechobecny kult młodości i nastawienie na najłatwiejsze w odbiorze, a więc w sposób oczywisty najszerzej dostępne i infantylne przekazy. Wszystko to jest efektem zaniku hierarchii rzeczywistości, co jest ideologicznym założeniem późnej nowoczesności, a skutkiem poprzedzających to wszystko prób jej radykalnego przewartościowania. Jeśli nie ma kultury wyższej i niższej, to nie ma powodu, aby "Boską komedię" traktować lepiej niż najgłupszą piosenkę. Nie ma sensu poważniej podchodzić do klasycznych zapisów religijnych niż do reguł przyjętych przez uliczną grupkę. W przestrzeń opuszczoną przez kapłanów i nauczycieli, autorytety społeczne i profesjonalne tłumnie wdzierają się produkowani przez speców od marketingu bohaterowie i autorytety jednorazowego użytku. Reklamowy przemysł tworzy ich i wymienia, tak jak wymienia zużyte już tytuły na nowe, choć w istocie tego samego typu.
Jak kreować wielkości?
Model tworzenia postaci kultury medialnej wtargnął do rzeczywistości poważnej. Tak zaczynają być kreowane zjawiska kultury poważnej i polityki. Praca sztabów marketingowych nie do poznania zmienia charakter obrabianej osoby. Cyniczny i skorumpowany Francois Mitterrand, przez dwie kadencje piastujący stanowisko prezydenta Francji, funkcjonował jako uświęcony ojciec narodu. Jacques Delors, minister gospodarki i finansów, który prowadził najbardziej awanturniczą politykę w tej dziedzinie we Francji, uchodzi za jednego z największych specjalistów od ekonomii w Europie. Tadeusz Mazowiecki, nieudolny premier pierwszego niekomunistycznego rządu w Polsce, stał się politycznym autorytetem itd. Specyficzną karierę medialną zrobiła księżna Diana, żona angielskiego następcy tronu, z której uczyniono nieomal świętą, męczennicę, patronkę zwykłego ludu, pokrzywdzonych i poniżonych, podczas gdy wypowiedzi i zachowania tej bohaterki mydlanej opery z wyższych sfer nie mogły budzić szczególnego zaufania ani co do jej inteligencji, ani co do integralności jej charakteru. W Polsce szczególnie uderzający jest kazus Kwaśniewskich, którzy funkcjonowali przez długi czas na zasadzie telenoweli wykreowanej przez media na użytek obywateli. W ich kulcie łączyła się tęsknota za opiekuńczością i wielkim światem, dostojeństwem i przystępnością. Wszystko w parze prezydenckiej było łatwe, bo bezrefleksyjne; uładzone, bo pozbawione konfliktów; bliskie, bo sprowadzone do banału. Wyobrażenie o Kwaśniewskich apelowało do infantylnego wymiaru zbiorowej świadomości. Była to para monarsza z bajek o królu Ćwieczku - dobrotliwi władcy zdziecinniałych poddanych. Był to idealny obiekt identyfikacji infantylnej zbiorowości.
Triumf salonu
Medialne elity naszego świata, przeciwstawiające się tradycyjnym postawom wynikającym z wielopokoleniowych doświadczeń kulturowych i religii, nawołują jednocześnie do ochrony autorytetów. Oczywiście są to "ich" autorytety, które mają zastąpić autorytety tradycyjne. Są to "postępowi" politycy, tacy sami uniwersyteccy profesorowie, ale również wychodzący spod tej samej sztancy pisarze i reżyserzy, dziennikarze i aktorzy, les hommes d`esprit (dosłownie - ludzie dowcipni), bohaterowie salonu, których pierwowzorem były postacie francuskiego oświecenia, takie jak na przykład Wolter. Wówczas konkurowały one z elitami tradycyjnymi, dziś je prawie wyparły. Funkcjonują w symbiozie z mediami, co nie przeszkadza im narzekać na nie od czasu do czasu, zwłaszcza na te media, które w owej symbiozie nie chcą uczestniczyć. Powoduje to uderzającą jednolitość europejskiego salonu, sprawującego dzisiaj na naszym kontynencie rząd nie tylko dusz. Do takiej rangi aspirują również, w dużej mierze bezskutecznie, grupy dominujące w intelektualno-kulturowym establishmencie USA. Tam jednak ciągle zmagają się one z oporem środowisk polityki i biznesu, wspartym tradycyjną pewnością siebie "zwykłego Amerykanina", który jest religijny, ufa zdrowemu rozsądkowi i demokracji. Intelektualną wykładnię jego postawy reprezentują silne w Stanach Zjednoczonych, choć odrzucane przez intelektualny salon (Hollywood, uniwersyteckie kampusy) ośrodki konserwatywne czy neokonserwatywne. W Europie salon zatriumfował. Charakterystyczna jest jego daleko idąca jednolitość mentalna oraz zasada przeniesienia autorytetu. Specjaliści od literatury czy filmu wypowiadają się z wyższością o polityce czy ekonomii, na której się nie znają ani nie chcą znać. Pisarze, którzy nigdy nie interesowali się funkcjonowaniem państwa, głoszą na ten temat jedynie słuszne poglądy. W unifikującej się metodą biurokratyczną Europie powstaje cały układ autoproklamujących się, wspieranych przez wpływowe media i ośrodki opiniotwórcze autorytetów od rządzenia, które obiecują, że wez-mą na siebie trudy rozstrzygania niedostępnych dla zwykłych obywateli kwestii. Obiecują opiekę nad wszystkimi, kres "wykluczenia" i "dyskryminacji", uwolnienie od wojny, dominacji i wyzysku, a więc to wszystko, co mieści się w dominującej estradowo-uniwersyteckiej ideologii, na straży której stoi polityczna poprawność. Zinfantylizowani Europejczycy mają być prowadzeni do raju niekończącej się rozrywki i wyzwalani z przesądów, które w niej przeszkadzają. Wszystkiego tego mają dokonać wspierane przez gwiazdy i gwiazdki europejskie autorytety, które wezmą nas pod stałą kuratelę. Na szczęście ta wizja nie spełnia potrzeb nawet rzeczywiście młodych ludzi. Spontaniczne manifestacje po śmierci Jana Pawła II pokazały, jak głęboka jest - w każdym razie w Polsce - potrzeba autentycznego, osadzonego w zakorzenionych wartościach autorytetu.
Mityczne odniesienie
W tradycyjnych, hierarchicznie zorganizowanych wspólnotach stan rzeczy był w miarę jasny i trwały, co nie znaczy, że prosty. Wzorotwórcze postacie usytuowane były na najwyższych szczeblach drabiny społecznej. Co więcej, miały niezwykle precyzyjnie wyznaczony kod postępowania. Chodziło więc wtedy o naśladowanie wzorców przypisanych określonym rolom społecznym. Różne były modele zachowania dla odmiennych grup społecznych, z których każda miała swoją hierarchię, swój etos, mity czy rytuały. Inne były normy postępowania i zachowania dla rolników, wojowników, kupców, rzemieślników czy kapłanów, a dodatkowo grupy takie dzieliły się na mniejsze zbiorowości, różniące się ze względu na specyfikę korporacyjną czy nawet regionalną. Odmienność fachu na przykład tkaczy i kowali, chociaż ich przedstawiciele przyjmowali te same szeroko rozumiane rzemieślnicze cnoty, rzutowała na odmienność modelu zachowania. Miało to swoje odbicie w różnorodności patronów i bohaterów tych profesji. Wszystkie te różnice z kolei musiały się zmieścić w szerszych modelach zachowania, tworzonych przez wspólnotę polityczną i religijną. Osoby piastujące najwyższe stanowiska były wzorem, jeśli trzymały się przypisanych swoim rolom postaw. Relacje te naśladowały stosunki rodzinne. Zawsze jednak pojawiały się postacie szczególne, które czy to przez perfekcję w wykonywaniu swojej roli, skrupulatne przestrzeganie religijnych bądź wspólnotowych powinności, czy wreszcie przez szczególne zdolności i umiejętność ich wykorzystywania stawały się również wzorem i mitycznym punktem odniesienia dla całej grupy, a czasami potrafiły wykroczyć poza jej ramy.
Substytuty autorytetów
Kryzys tradycyjnych autorytetów przekłada się na szukanie ich substytutów. Zanikającego autorytetu rodziny nie tylko nie zastąpi szkoła, ale jego konsekwencją będzie zanik autorytetu szkoły. Zamiast tego pojawi się autorytet grupy rówieśniczej czy środowiskowej. Współcześnie osoby znaczące kreuje jednak głównie kultura masowa. Zanik tradycyjnych autorytetów i zastępowanie ich przez substytuty powoduje chaotyczność współczesnego życia. Sytuację tę odbijają pstrokacizna i przemienność bohaterów współczesnej wyobraźni masowej. Postacie reprezentujące tradycyjne hierarchie i pełniące istotne funkcje społeczne mieszają się z medialnymi produktami, które na dobrą sprawę mogłyby nawet nie istnieć - w filmie Andrew Niccola "Simone" gwiazda filmu i estrady, obiekt masowego kultu, okazuje się jedynie sterowaną przez reżysera komputerową projekcją. Powszechnie uważa się, że współcześnie nie można się stać znaczącą postacią bez pomocy mediów. Odgrywają one rolę podwójną. Z jednej strony, zgodnie ze swoją pierwotną funkcją, pokazują świat, a więc pośredniczą w dostarczaniu informacji szerokiemu odbiorcy. Z drugiej strony, coraz bardziej kreują otaczającą nas rzeczywistość, w tym znaczące jej postacie. Obie te role zaczynają się coraz bardziej przenikać, pogłębiając medialny zamęt współczesnego świata. Istotną predyspozycją polityczną zaczyna być "medialność" - swoista zdolność do dobrego prezentowania się w mediach. Można uznać, że nic w tym złego: jeśli polityk ma być przedstawicielem wyborcy, musi mu się podobać. Pojawia się jednak coraz wyraźniejszy przechył w stronę najłatwiejszych w odbiorze walorów kosmetyczno-rozrywkowych w kierunku schlebiania najprostszym, prymitywnym gustom i kreowania wyliczonych według badań i obliczonych na największą popularność wizerunków. Powstaje cały przemysł służący modelowaniu polityków przez specjalistów od marketingu. Przykładem w pełni wykreowanego, nie pokrywającego się ze stanem realnym był wizerunek prezydenta Kwaśniewskiego, który niemal we wszystkich swoich aspektach był nierzeczywisty. Uderzające było to w kwestii - wydawałoby się - najoczywistszych faktów. Kwaśniewski uchodził na przykład za świetnie akademicko wyedukowanego, wysokiego i przystojnego mężczyznę, choć w rzeczywistości nie spełniał żadnego z wymienionych kryteriów.
Gwiazdy i mity
Radio, a zwłaszcza telewizor stały się oknami współczesnych mieszkań, zastępując często okna prawdziwe. Tylko że obok dźwięków i obrazów prawdziwego świata w coraz większej dawce przekazują one obraz wykreowany. A odbiorcy mają tendencję do ich utożsamiania. Wirtualny świat filmów, seriali, a zwłaszcza wynalazków współczesnej telewizji, takich jak na przykład reality show, zaczyna być traktowany jak rzeczywistość. Ich stworzeni czy wymodelowani bohaterowie zaczynają być bliskimi "znaczącymi osobami". Fenomenem współczesności są filmowe gwiazdy. Kult związany z nimi odsłania specyfikę współczesności, jaką jest życie zapośredniczone. Aktor gra role, ale jest postrzegany przez odbiorców jako odtwarzana przez siebie postać. Świat filmowy miesza się z realnością. Widz postrzega ją jako przedłużenie fabuły, a aktor zwykle z satysfakcją podporządkowuje się temu oczekiwaniu. Również w życiu pozaekranowym usiłuje grać zaakceptowaną przez odbiorcę postać. Wspomaga go w tym, a często i narzuca mu to system produkcyjny, który walczy o jego popularność i w którego trybach współczesne gwiazdy stają się uległym dochodowym produktem. Zasada funkcjonowania gwiazdy jest do pewnego stopnia sprzeczna z aktorskim fachem. Aktor powinien się wcielić w rolę i przestać istnieć, aby mógł zaistnieć odtwarzany przez niego bohater. Gwiazdor zaś jest ciągle tym samym typem przymierzanym do różnych wcieleń. Humphrey Bogart będzie od pewnego momentu we wszystkich swoich rolach doświadczonym, nieco cynicznym facetem, jednak z fundamentalnymi zasadami moralnymi. Marilyn Monroe będzie nieco naiwnym i zmysłowym wcieleniem męskich pragnień, James Dean - młodym buntownikiem itd. Gwiazdy stają się więc archetypicznymi figurami naszej współczesnej mitologii. Można uznać, że są współczesną wersją mitycznych postaci literackich, takich jak Gargantua, Don Kichot czy Hamlet. Co więcej, współcześnie zaczynają funkcjonować jako autorytety ze względu na role, które odtwarzały. Aktor grający policjanta wypowiada się na temat niezbędnych reform w policji, aktorka odtwarzająca włókniarkę - na temat koniecznych dopłat do przemysłu tekstylnego, a filmowy prezydent mówi o uzdrowieniu polityki.
Estradowi guru
Podobną do aktorów rolę odgrywają dziś przedstawiciele muzyki popularnej. Fenomen rockowych gwiazd, zaczynający się od Elvisa Presleya, poprzedzały oszałamiające kariery medialne Franka Sinatry czy Edith Piaf. Dopiero jednak kariera takich gwiazd jak The Beatles czy The Doors kazała widzieć w nich wręcz proroków nowego stylu życia. Od tego czasu gwiazdy estrady mają niemal obowiązek tłumaczyć swoim wyznawcom, co jest dobre, a co złe albo dlaczego nic nie jest dobre ani złe. Mają obowiązek uczyć, że buddyzm jest lepszy od chrześcijaństwa, a wegetarianizm od mięsożerstwa, że Lennon był mądrzejszy od Kanta, a Bush jest groźniejszy od bin Ladena. Mają uczyć, dlaczego należy żądać umorzenia długów krajom Trzeciego Świata, dlaczego trzeba zalegalizować aborcję, potępiać kapitalistyczny wyzysk i elektrownie jądrowe. Rozmaite gwiazdki powtarzają zmienne, choć w sumie identyczne w wymowie formułki biblii pauperum współczesnej poprawności politycznej. Ludzie, zwłaszcza młodzi, potrzebują wzorców i modeli, a współczesna kultura infantylizuje swoich odbiorców. Zdziecinnienie staje się powszechne. Dzieje się tak ze względu na wszechobecny kult młodości i nastawienie na najłatwiejsze w odbiorze, a więc w sposób oczywisty najszerzej dostępne i infantylne przekazy. Wszystko to jest efektem zaniku hierarchii rzeczywistości, co jest ideologicznym założeniem późnej nowoczesności, a skutkiem poprzedzających to wszystko prób jej radykalnego przewartościowania. Jeśli nie ma kultury wyższej i niższej, to nie ma powodu, aby "Boską komedię" traktować lepiej niż najgłupszą piosenkę. Nie ma sensu poważniej podchodzić do klasycznych zapisów religijnych niż do reguł przyjętych przez uliczną grupkę. W przestrzeń opuszczoną przez kapłanów i nauczycieli, autorytety społeczne i profesjonalne tłumnie wdzierają się produkowani przez speców od marketingu bohaterowie i autorytety jednorazowego użytku. Reklamowy przemysł tworzy ich i wymienia, tak jak wymienia zużyte już tytuły na nowe, choć w istocie tego samego typu.
Jak kreować wielkości?
Model tworzenia postaci kultury medialnej wtargnął do rzeczywistości poważnej. Tak zaczynają być kreowane zjawiska kultury poważnej i polityki. Praca sztabów marketingowych nie do poznania zmienia charakter obrabianej osoby. Cyniczny i skorumpowany Francois Mitterrand, przez dwie kadencje piastujący stanowisko prezydenta Francji, funkcjonował jako uświęcony ojciec narodu. Jacques Delors, minister gospodarki i finansów, który prowadził najbardziej awanturniczą politykę w tej dziedzinie we Francji, uchodzi za jednego z największych specjalistów od ekonomii w Europie. Tadeusz Mazowiecki, nieudolny premier pierwszego niekomunistycznego rządu w Polsce, stał się politycznym autorytetem itd. Specyficzną karierę medialną zrobiła księżna Diana, żona angielskiego następcy tronu, z której uczyniono nieomal świętą, męczennicę, patronkę zwykłego ludu, pokrzywdzonych i poniżonych, podczas gdy wypowiedzi i zachowania tej bohaterki mydlanej opery z wyższych sfer nie mogły budzić szczególnego zaufania ani co do jej inteligencji, ani co do integralności jej charakteru. W Polsce szczególnie uderzający jest kazus Kwaśniewskich, którzy funkcjonowali przez długi czas na zasadzie telenoweli wykreowanej przez media na użytek obywateli. W ich kulcie łączyła się tęsknota za opiekuńczością i wielkim światem, dostojeństwem i przystępnością. Wszystko w parze prezydenckiej było łatwe, bo bezrefleksyjne; uładzone, bo pozbawione konfliktów; bliskie, bo sprowadzone do banału. Wyobrażenie o Kwaśniewskich apelowało do infantylnego wymiaru zbiorowej świadomości. Była to para monarsza z bajek o królu Ćwieczku - dobrotliwi władcy zdziecinniałych poddanych. Był to idealny obiekt identyfikacji infantylnej zbiorowości.
Triumf salonu
Medialne elity naszego świata, przeciwstawiające się tradycyjnym postawom wynikającym z wielopokoleniowych doświadczeń kulturowych i religii, nawołują jednocześnie do ochrony autorytetów. Oczywiście są to "ich" autorytety, które mają zastąpić autorytety tradycyjne. Są to "postępowi" politycy, tacy sami uniwersyteccy profesorowie, ale również wychodzący spod tej samej sztancy pisarze i reżyserzy, dziennikarze i aktorzy, les hommes d`esprit (dosłownie - ludzie dowcipni), bohaterowie salonu, których pierwowzorem były postacie francuskiego oświecenia, takie jak na przykład Wolter. Wówczas konkurowały one z elitami tradycyjnymi, dziś je prawie wyparły. Funkcjonują w symbiozie z mediami, co nie przeszkadza im narzekać na nie od czasu do czasu, zwłaszcza na te media, które w owej symbiozie nie chcą uczestniczyć. Powoduje to uderzającą jednolitość europejskiego salonu, sprawującego dzisiaj na naszym kontynencie rząd nie tylko dusz. Do takiej rangi aspirują również, w dużej mierze bezskutecznie, grupy dominujące w intelektualno-kulturowym establishmencie USA. Tam jednak ciągle zmagają się one z oporem środowisk polityki i biznesu, wspartym tradycyjną pewnością siebie "zwykłego Amerykanina", który jest religijny, ufa zdrowemu rozsądkowi i demokracji. Intelektualną wykładnię jego postawy reprezentują silne w Stanach Zjednoczonych, choć odrzucane przez intelektualny salon (Hollywood, uniwersyteckie kampusy) ośrodki konserwatywne czy neokonserwatywne. W Europie salon zatriumfował. Charakterystyczna jest jego daleko idąca jednolitość mentalna oraz zasada przeniesienia autorytetu. Specjaliści od literatury czy filmu wypowiadają się z wyższością o polityce czy ekonomii, na której się nie znają ani nie chcą znać. Pisarze, którzy nigdy nie interesowali się funkcjonowaniem państwa, głoszą na ten temat jedynie słuszne poglądy. W unifikującej się metodą biurokratyczną Europie powstaje cały układ autoproklamujących się, wspieranych przez wpływowe media i ośrodki opiniotwórcze autorytetów od rządzenia, które obiecują, że wez-mą na siebie trudy rozstrzygania niedostępnych dla zwykłych obywateli kwestii. Obiecują opiekę nad wszystkimi, kres "wykluczenia" i "dyskryminacji", uwolnienie od wojny, dominacji i wyzysku, a więc to wszystko, co mieści się w dominującej estradowo-uniwersyteckiej ideologii, na straży której stoi polityczna poprawność. Zinfantylizowani Europejczycy mają być prowadzeni do raju niekończącej się rozrywki i wyzwalani z przesądów, które w niej przeszkadzają. Wszystkiego tego mają dokonać wspierane przez gwiazdy i gwiazdki europejskie autorytety, które wezmą nas pod stałą kuratelę. Na szczęście ta wizja nie spełnia potrzeb nawet rzeczywiście młodych ludzi. Spontaniczne manifestacje po śmierci Jana Pawła II pokazały, jak głęboka jest - w każdym razie w Polsce - potrzeba autentycznego, osadzonego w zakorzenionych wartościach autorytetu.
Jak powstał ranking |
---|
"Wprost" wspólnie z TVP 1 sporządził listę 100 najbardziej - naszym zdaniem - wpływowych ludzi z Polski i świata. Ta lista stała się podstawą ankiety Pentora. Najpierw zapytano badanych, w jakim stopniu cenią sobie wiedzę, umiejętności, poglądy i sposób postępowania wytypowanych osób. Potem spośród najbardziej przez siebie cenionych osób respondenci wybierali kolejno trzy osoby, które mają największy wpływ na ich opinie i sposób postępowania. Badanie przeprowadzono w dniach 24-25 maja 2005 r. na 800-osobowej reprezentatywnej próbie dorosłej ludności Polski. |
Wpływowi i opiniotwórczy |
---|
Magazyn "Time" corocznie przyznaje tytuł Człowiek Roku i ogłasza listę 100 najbardziej wpływowych osobistości. W 2004 r. Człowiekiem Roku został polityk, prezydent USA George W. Bush, a kontrkandydatami do tytułu byli reżyser Michael Moore oraz reżyser i aktor Mel Gibson. Rosnąca rola przedstawicieli świata artystycznego bardziej jest widoczna na liście najbardziej wpływowych osobistości "Time`a" - w najnowszym zestawieniu jest ich aż 25. Do grona najbardziej wpływowych amerykański tygodnik zaliczył m.in. reżyserów Clinta Eastwooda i Quentina Tarantino oraz aktora Johnny`ego Deppa i zdobywczynię dwóch Oscarów Hilary Swank. Opublikowane w "The American Journal of Sociology" badania prestiżu zawodów w USA z lat 1947 i 1963 wskazują, że najbardziej ceniony jest sędzia Sądu Najwyższego. W czołówce najbardziej prestiżowych zawodów znaleźli się jeszcze naukowcy, dyplomaci, gubernatorzy, członkowie Kongresu, rządu federalnego i księża. Najniższe pozycje w rankingu zajmowali pucybuci i sprzątacze ulic. Nieco inną hierarchię pokazują badania Harris Poll sprzed kilku lat. Pytano w nich Amerykanów o to, komu ufają. Okazało się, że najbardziej godni zaufania są nauczyciele, którzy wyprzedzili duchownych, lekarzy, naukowców i sędziów. Z badań przeprowadzonych w tym roku na zlecenie Reader`s Digest w Australii wynika, że osobą najbardziej godną zaufania jest w tym kraju specjalistka od leczenia oparzeń dr Fiona Wood. Głośno zrobiło się o niej w 2002 r., kiedy wraz ze swoim zespołem zastosowała nowatorskie rozwiązania w leczeniu oparzonych po wybuchu bomby na Bali. Wood wyprzedziła aktorkę i modelkę Olivię Newton-John, urodzoną na Tasmanii duńską księżniczkę Marię, dr Harry`ego Coopera, weterynarza i autora telewizyjnych programów o zwierzętach, oraz Iana Kiernana, pomysłodawcę idei sprzątania świata. W pierwszej dwudziestce znaleźli się m.in. tenisista Patrick Rafter, pływak Ian Thorpe oraz ustępujący szef Australijskich Sił Obronnych Peter Cosgrove. (Prus, AB)
|
Szacowni nieudacznicy |
---|
Właściciele ziemscy, właściciele i dyrektorzy przedsiębiorstw, wolne zawody oraz duchowieństwo - obywatele II RP wykonujący takie zawody byli najbardziej cenieni przed II wojną światową. Były to swego rodzaju autorytety profesjonalne czy też praktyczne. Środkowe miejsca w ówczesnej hierarchii zajmował personel biurowy, rzemieślnicy i chłopi. Na dole sytuowali się robotnicy przemysłowi i rolni oraz służba domowa. W badaniach z czasów socjalizmu (1958, 1975, 1987) miejsce ziemianina zajął profesor uniwersytetu, a dalej w hierarchii znajdowali się górnik, lekarz, dyrektor fabryki, nauczyciel, minister, dziennikarz. W środku byli ksiądz, personel biurowy, rolnik, a poniżej - oficer i milicjant oraz rzemieślnicy. Na dole niezmiennie umieszczani byli robotnicy niewykwalifikowani. A już najniżej lokowany był pracownik PGR. Przewartościowani inteligenci Między drugą połową lat 50. a końcem socjalizmu silna w hierarchii prestiżu zawodów pozostawała pozycja inteligentów, mimo stałej w tym okresie dewaluacji wykształcenia. Stosunkowo wysoką pozycję zajmowali ludzie władzy i drobni przedsiębiorcy, co zapewne wiązało się z ich zaradnością i stosunkowo wysokimi wówczas dochodami. Po 1989 r. najwyższe pozycje zajmują niemal wyłącznie inteligenci: profesor uniwersytetu, lekarz, nauczyciel i sędzia. Ciągle wysoko klasyfikowany jest górnik (w badaniach z 2004 r. - druga pozycja). W środku nadal są pracownicy biurowi średniego szczebla i właściciele małych firm. Ci są zdecydowanie bardziej cenieni niż wielcy biznesmeni. Minister znalazł się poniżej środka hierarchii. Niżej od ministra uplasował się poseł. Jeszcze niżej ksiądz, a bardzo nisko - działacz partyjny. Na samym dole niezmiennie znajdują się robotnicy niewykwalifikowani. Polacy od pokoleń cenią zawody wymagające wiedzy i pracowitości, co nie oznacza, że mają zaufanie do intelektualnego gadania i typowo inteligenckich gustów. To, co uderza, to bardzo niskie notowania zawodów związanych z polityką i z wielkimi interesami. Wiemy, że akurat są to zawody dające największe pieniądze, ale budzą one olbrzymią nieufność. Ludzi z elity polityczno-ekonomicznej mamy za szalbierców i osoby wykorzystujące władzę do prywatnych celów. Mało cenione są zawody związane z rynkiem, takie jak przedsiębiorca, makler giełdowy, doradca podatkowy, adwokat. Zapewne odnajdujemy w tym również ślad niechęci do gospodarki rynkowej. Prestiż antyrynkowy Hierarchia prestiżu nie pokrywa się z uznawaną przez obywateli właściwą czy postulowaną hierarchią uznania. Uważamy, że wysokie zarobki powinny zależeć od stopnia odpowiedzialności i skali prowadzonych interesów. Na czele hierarchii majątkowej znajdują się więc odpowiednio: minister, biznesmen, zawody rynkowe, a daleko niżej lokowane są już zawody typowo inteligenckie. Wyniki badań nad prestiżem pokazują, że nasze hierarchie społeczne mają niewiele wspólnego z logiką systemów rynkowych, gdzie najwyższe pozycje zajmują zawody wymagające szczególnych umiejętności i wysokich nagród. Wyniki kłócą się też z logiką demokracji. Wybieramy i jesteśmy rządzeni przez osoby, których nie szanujemy. Cenimy za to intelektualistów i inteligentów, aczkolwiek stylem życia i aspiracjami wolimy się od nich odgrodzić. Paweł Śpiewak |
Więcej możesz przeczytać w 24/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.