Marek Goliszewski - czarny koń wyborów prezydenckich? Prezes Business Centre Club Marek Goliszewski robił już w życiu prawie wszystko. Był zapaśnikiem i zdobywał medale na uniwersjadzie w Moskwie, z funkcjonariuszem MSW redagował popularny w latach 80. tygodnik, a za ostatnie 10 tys. zł założył najbardziej elitarny w Polsce klub dla biznesmenów, dzięki któremu dorobił się majątku wartego 30 mln zł. Teraz wielki mistrz lobbingu chce równie skutecznie wkroczyć do polityki. Jak dowiedział się "Wprost", Goliszewski zamówił badania opinii publicznej, z których wynika, że miałby szansę pokonać w wyborach prezydenckich Lecha Kaczyńskiego, Zbigniewa Religę i Donalda Tuska. Namówił więc cztery firmy, by sfinansowały 1300 billboardów z jego podobizną i informacją, że należący do klubu przedsiębiorcy wydali już dziesiątki milionów złotych na pomoc społeczną. Goliszewski liczy, że poprze go były elektorat SLD, który lubi rozdających pieniądze polityków, ale rozczarował się rządami lewicy. To 5 mln wyborców. Wystarczy, by wygrać wybory prezydenckie.
Konfrontacje z SB
Marek Goliszewski lubi improwizować. Kiedy w 1991 r. zakładał Business Centre Club, nie miał żadnego doświadczenia w biznesie. Skończył Szkołę Główną Planowania i Statystyki oraz podyplomowe studia na Wydziale Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. W 1987 r. z rekomendacji PZPR (był członkiem partii) został redaktorem naczelnym tygodnika "Konfrontacje". Pismo publikowało pierwsze wywiady z liderami podziemia politycznego: Bronisławem Geremkiem, Tadeuszem Mazowieckim i Janem Olszewskim. Jak przyznaje w rozmowie z "Wprost", do współpracy w redagowaniu tygodnika zaprosił płk. Wojciecha Garstkę, dyrektora Grupy Operacyjno-Sztabowej Szefa Służby Bezpieczeństwa, a wcześniej rzecznika prasowego MSW (co ciekawe, obydwaj do dziś współpracują, na przykład w radzie ekspertów programu "Interklasa", który ma na celu informatyzację polskich szkół). Tandem był wyjątkowo skuteczny. To było wówczas jedyne tego typu rentowne pismo na rynku. Dla nikogo nie było jednak tajemnicą, że owa skuteczność i rentowność była wspomagana przez Wydział Prasy Komitetu Centralnego PZPR.
Od zera do milionera
Po zmianie systemu Goliszewski szybko się pozbierał. Jeszcze na początku lat 90. mieszkał w bloku na warszawskim Żoliborzu, a do pracy jeździł tramwajem. Dziś porusza się tylko mercedesem klasy S (rejestracja BCC 00001) i mieszka w willi niedaleko warszawskiego lasu Choszczówka. Business Centre Club, założony w 1991 r. przez Goliszewskiego, to jedyna organizacja przedsiębiorców (o czym wie niewielu członków), która jednocześnie jest prywatną spółką prezesa i przynosi 1,5 mln zł rocznego zysku. To zasługa ogólnopolskiej sieci 24 akwizytorów - dyrektorów regionalnych lóż BCC - którzy w zamian za prowizję (10 proc.) od 10 tys. zł rocznej składki werbują do klubu firmy. Do BCC należą też takie osobistości, jak Bill Clinton, Margaret Thatcher, Jos� Maria Aznar (premier Hiszpanii) czy Bertie Ahern (premier Irlandii). Goliszewski wręczył im honorowe członkostwa podczas wizyt w Polsce. W ten sposób może za darmo umieścić ich nazwiska w materiałach reklamowych klubu i przyciągać spragnione międzynarodowego splendoru polskie firmy. Skusiło to już ponad tysiąc przedsiębiorców.
BCC to ja
Marek Goliszewski uważa, że sukces zawdzięcza rządom silnej ręki. "Po co im demokracja, jeszcze mnie nie wybiorą"- odpowiedział na pytanie, dlaczego w jego klubie nie wybiera się prezesa, zadane przez ówczesnego przyjaciela, który namówił go do założenia ogólnopolskiej organizacji dla przedsiębiorców. W BCC tylko on podejmuje decyzje dotyczące organizacji, a nawet próbuje podejmować indywidualne decyzje za członków. Kiedy okazało się, że BCC jako prywatna spółka nie może uczestniczyć wraz ze związkami zawodowymi i przedstawicielami rządu w pracach Komisji Trójstronnej, Goliszewski rozesłał formularz przypominający zwykłą ankietę do członków BCC, a następnie odesłane na nią odpowiedzi uznał za zgłoszenia do założonego przez siebie Związku Pracodawców BCC. Równie zdecydowanie rozprawia się z tymi, którzy się z nim nie zgadzają. - Za mojej kadencji zwolnił co piątego pracownika firmy - wspomina Adam Gałczyński, były dyrektor Warszawskiej Loży BCC. Wśród tych, którzy odeszli, był Jeremi Mordasewicz, wiceprezes BCC, prywatnie szwagier Goliszewskiego.
Prawy do lewego
- Sukces w biznesie nigdy mu nie wystarczał, zawsze chciał być prezydentem albo premierem - mówi Józef Oleksy, jego długoletni znajomy z PZPR. Goliszewski robi wszystko, by dopiąć celu. W maju 2004 r. wystąpił przeciwko prywatyzacji PKP, zjednując sobie poparcie związków zawodowych. "Można bez ryzyka stwierdzić, że 28 mln Polaków żyje się dziś gorzej niż kiedyś" - napisał prezes BCC w swojej najnowszej książce "Stąd do przyszłości", schlebiając milionom emerytów i rencistów tęskniących za PRL. I dodał: "Miarą wartości społeczeństwa jest troska o tych, którzy przestali przynosić dochody społeczeństwu". Swoją wartość pokazuje, obejmując się na zdjęciu z pensjonariuszką domu opieki społecznej w Gdańsku. Pokazuje w ten sposób tak lubianą na lewicy wrażliwość społeczną. "`Stąd do przyszłości` w nawale ostatnich książek i publikacji o naprawie Polski najbliższa jest celu..." - chwali dzieło Goliszewskiego redaktor naczelny tygodnika "Newsweek Polska" Tomasz Wróblewski. Goliszewski wie, co zepsuli Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło, Zygmunt I Stary, Jan III Sobieski i wie, jak nie popełnić ich błędów. Ma proste i skuteczne recepty na naprawę polskiej gospodarki ("więcej interesów, mniej polityki"), policji ("polubić policjanta"), sądownictwa ("wyższy status sędziego"), armii ("150 tysięcy żołnierzy zawodowych, świetnie wyszkolonych i dobrze opłacanych, co zapobiegnie problemom socjalnym") oraz kultury ("kultura - na równi z edukacją, zdrowiem, nauką, prawem - jest ważnym aspektem życia społecznego"). Wie też, skąd wziąć pieniądze na realizację tych pomysłów. Słowem - wie, jak przywrócić Polsce wielkość z okresu schyłku władzy Jagiellonów. - To sprawna socjotechnika, która w wykonaniu prezesa klubu biznesmenów może przekonywać - mówią specjaliści od marketingu politycznego. - Jako lobbysta Goliszewski zdołał dotrzeć tylko na korytarze władzy - podsumowuje karierę prezesa BCC Janusz Lewandowski, były minister prywatyzacji. Goliszewski jest pewien, że jesienią z korytarza przeprowadzi się do Pałacu Prezydenckiego.
Marek Goliszewski lubi improwizować. Kiedy w 1991 r. zakładał Business Centre Club, nie miał żadnego doświadczenia w biznesie. Skończył Szkołę Główną Planowania i Statystyki oraz podyplomowe studia na Wydziale Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. W 1987 r. z rekomendacji PZPR (był członkiem partii) został redaktorem naczelnym tygodnika "Konfrontacje". Pismo publikowało pierwsze wywiady z liderami podziemia politycznego: Bronisławem Geremkiem, Tadeuszem Mazowieckim i Janem Olszewskim. Jak przyznaje w rozmowie z "Wprost", do współpracy w redagowaniu tygodnika zaprosił płk. Wojciecha Garstkę, dyrektora Grupy Operacyjno-Sztabowej Szefa Służby Bezpieczeństwa, a wcześniej rzecznika prasowego MSW (co ciekawe, obydwaj do dziś współpracują, na przykład w radzie ekspertów programu "Interklasa", który ma na celu informatyzację polskich szkół). Tandem był wyjątkowo skuteczny. To było wówczas jedyne tego typu rentowne pismo na rynku. Dla nikogo nie było jednak tajemnicą, że owa skuteczność i rentowność była wspomagana przez Wydział Prasy Komitetu Centralnego PZPR.
Od zera do milionera
Po zmianie systemu Goliszewski szybko się pozbierał. Jeszcze na początku lat 90. mieszkał w bloku na warszawskim Żoliborzu, a do pracy jeździł tramwajem. Dziś porusza się tylko mercedesem klasy S (rejestracja BCC 00001) i mieszka w willi niedaleko warszawskiego lasu Choszczówka. Business Centre Club, założony w 1991 r. przez Goliszewskiego, to jedyna organizacja przedsiębiorców (o czym wie niewielu członków), która jednocześnie jest prywatną spółką prezesa i przynosi 1,5 mln zł rocznego zysku. To zasługa ogólnopolskiej sieci 24 akwizytorów - dyrektorów regionalnych lóż BCC - którzy w zamian za prowizję (10 proc.) od 10 tys. zł rocznej składki werbują do klubu firmy. Do BCC należą też takie osobistości, jak Bill Clinton, Margaret Thatcher, Jos� Maria Aznar (premier Hiszpanii) czy Bertie Ahern (premier Irlandii). Goliszewski wręczył im honorowe członkostwa podczas wizyt w Polsce. W ten sposób może za darmo umieścić ich nazwiska w materiałach reklamowych klubu i przyciągać spragnione międzynarodowego splendoru polskie firmy. Skusiło to już ponad tysiąc przedsiębiorców.
BCC to ja
Marek Goliszewski uważa, że sukces zawdzięcza rządom silnej ręki. "Po co im demokracja, jeszcze mnie nie wybiorą"- odpowiedział na pytanie, dlaczego w jego klubie nie wybiera się prezesa, zadane przez ówczesnego przyjaciela, który namówił go do założenia ogólnopolskiej organizacji dla przedsiębiorców. W BCC tylko on podejmuje decyzje dotyczące organizacji, a nawet próbuje podejmować indywidualne decyzje za członków. Kiedy okazało się, że BCC jako prywatna spółka nie może uczestniczyć wraz ze związkami zawodowymi i przedstawicielami rządu w pracach Komisji Trójstronnej, Goliszewski rozesłał formularz przypominający zwykłą ankietę do członków BCC, a następnie odesłane na nią odpowiedzi uznał za zgłoszenia do założonego przez siebie Związku Pracodawców BCC. Równie zdecydowanie rozprawia się z tymi, którzy się z nim nie zgadzają. - Za mojej kadencji zwolnił co piątego pracownika firmy - wspomina Adam Gałczyński, były dyrektor Warszawskiej Loży BCC. Wśród tych, którzy odeszli, był Jeremi Mordasewicz, wiceprezes BCC, prywatnie szwagier Goliszewskiego.
Prawy do lewego
- Sukces w biznesie nigdy mu nie wystarczał, zawsze chciał być prezydentem albo premierem - mówi Józef Oleksy, jego długoletni znajomy z PZPR. Goliszewski robi wszystko, by dopiąć celu. W maju 2004 r. wystąpił przeciwko prywatyzacji PKP, zjednując sobie poparcie związków zawodowych. "Można bez ryzyka stwierdzić, że 28 mln Polaków żyje się dziś gorzej niż kiedyś" - napisał prezes BCC w swojej najnowszej książce "Stąd do przyszłości", schlebiając milionom emerytów i rencistów tęskniących za PRL. I dodał: "Miarą wartości społeczeństwa jest troska o tych, którzy przestali przynosić dochody społeczeństwu". Swoją wartość pokazuje, obejmując się na zdjęciu z pensjonariuszką domu opieki społecznej w Gdańsku. Pokazuje w ten sposób tak lubianą na lewicy wrażliwość społeczną. "`Stąd do przyszłości` w nawale ostatnich książek i publikacji o naprawie Polski najbliższa jest celu..." - chwali dzieło Goliszewskiego redaktor naczelny tygodnika "Newsweek Polska" Tomasz Wróblewski. Goliszewski wie, co zepsuli Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło, Zygmunt I Stary, Jan III Sobieski i wie, jak nie popełnić ich błędów. Ma proste i skuteczne recepty na naprawę polskiej gospodarki ("więcej interesów, mniej polityki"), policji ("polubić policjanta"), sądownictwa ("wyższy status sędziego"), armii ("150 tysięcy żołnierzy zawodowych, świetnie wyszkolonych i dobrze opłacanych, co zapobiegnie problemom socjalnym") oraz kultury ("kultura - na równi z edukacją, zdrowiem, nauką, prawem - jest ważnym aspektem życia społecznego"). Wie też, skąd wziąć pieniądze na realizację tych pomysłów. Słowem - wie, jak przywrócić Polsce wielkość z okresu schyłku władzy Jagiellonów. - To sprawna socjotechnika, która w wykonaniu prezesa klubu biznesmenów może przekonywać - mówią specjaliści od marketingu politycznego. - Jako lobbysta Goliszewski zdołał dotrzeć tylko na korytarze władzy - podsumowuje karierę prezesa BCC Janusz Lewandowski, były minister prywatyzacji. Goliszewski jest pewien, że jesienią z korytarza przeprowadzi się do Pałacu Prezydenckiego.
Więcej możesz przeczytać w 24/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.