Poddajemy się genealogicznemu nałogowi, bo potrzebujemy zakorzenienia, potwierdzenia własnej tożsamości Pokolenia, które ignorują swoje pochodzenie, nie mają ani przeszłości, ani przyszłości - mawiał amerykański pisarz Robert Heinlein. Do podobnych wniosków dochodzi coraz więcej Polaków, którzy wertują państwowe i kościelne archiwa w poszukiwaniu informacji o przodkach. Dotychczas robiły to głównie osoby mające szlacheckie korzenie, teraz najwięcej jest potomków chłopów i mieszczan. Chłopskie pochodzenie, a takie ma prawie 70 proc. Polaków, nie jest już powodem do wstydu.
Genealogia dla każdego
Modę na szukanie przodków rozpoczął kilka lat temu rozkwit literatury wspomnieniowej, na przykład takich książek jak "Byłam, byliśmy" Ireny Jurgielewiczowej czy saga rodziny znanych wydawców Mortkowiczów - "W ogrodzie pamięci" Joanny Olczak-Ronikier. W tym roku kolejną falę poszukiwania przodków może wywołać książka Małgorzaty Nowaczyk "Poszukiwanie przodków. Genealogia dla każdego". Autorka na własnym przykładzie pokazuje, jak ustalić chłopskich przodków. Odnaleziony przez nią najstarszy pradziad urodził się w 1722 r. Bardzo pomocnym narzędziem w tworzeniu drzew genealogicznych jest Internet. Do największych serwisów tego typu należą www.cindylist.com (założona przez gospodynię domową z Waszyngtonu Cindi Howells), WorldGenWeb czy JewishGen. Amerykanie mają świetne serwisy genealogiczne niejako z konieczności: prawie wszyscy są przybyszami, więc ściągają bazy danych z różnych krajów, przez co powstają wielkie sieciowe archiwa. W Polsce w poszukiwaniach przodków pomaga m.in. internetowy serwis PolGen czy wyszukiwarki AAD.
Buzkowie i Tuskowie
Drzewo genealogiczne rodziny Toeplitzów można by rzutować na mapę świata. Potomkowie protoplasty rodu - rabina z Leszna - mieszkają dziś w Polsce, Francji, Włoszech, obu Amerykach i Australii. Publicysta Krzysztof Teodor Toeplitz przy rysowaniu drzewa rodzinnego korzystał głównie z archiwum, zgromadzonego przez ojca. Odwrotną niż Toeplitzowie drogę przebył klan znanych cukierników, rodziny Bliklów, którzy do Polski przybyli z Wirtembergii i Szwajcarii na początku XIX wieku. W ich wypadku dopiero żona wnuka założyciela firmy Antoniego Kazimierza Bliklego, urodzona w 1903 r., była Polką. Na pograniczu dwóch kultur, w ewangelickiej rodzinie cieszyńskich Ślązaków wychowywał się także były premier Jerzy Buzek. Antenat rodu Jetrich Buzek miał walczyć przeciw Niemcom już w 1104 r. Wiadomo, że Buzkowie brali udział w bitwie pod Białą Górą w 1620 r., a uciekając potem przed prześladowaniami katolickich Habsburgów osiedlili się w okolicach Cieszyna. Jak pisał na łamach "Wprost" Stefan Bratkowski, trzech Buzków z pokolenia dziadków premiera Buzka znalazło się w "Wielkiej encyklopedii powszechnej". W światowej metalurgii metali kolorowych funkcjonuje termin "liczba Buzka" - na cześć Jerzego Buzka, profesora Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Jan Buzek, działacz społeczny, był z kolei posłem z Zaolzia do parlamentu przedwojennej Czechosłowacji (zginął w Dachau). Trzeci ze stryjecznych braci - Józef Buzek - to najwybitniejszy polski administratywista, profesor Uniwersytetu Lwowskiego, a potem Uniwersytetu Warszawskiego. W 1919 r. Józef Buzek opracował własny projekt konstytucji. Na styku kultur na Kaszubach żyli przodkowie Donalda Tuska, kandydata PO na prezydenta. Tusk wspomina, że jego rodzina była dwujęzyczna, z tym że więcej jej członków mówiło po niemiecku. Jedynie dziadek Donalda znał język kaszubski. Kaszubskie tradycje pielęgnowała babcia Dawidowska. Chęć poznania własnych przodków spowodowała, że zaangażował się w działalność mniejszości kaszubskiej, pomagając m.in. przy wydaniu kaszubskiego elementarza.
Siemionowie i Kalinowscy
- Moje chłopskie pochodzenie nigdy nie było dla mnie powodem do wstydu. Co prawda w rodzinie krążyły opowieści, że jesteśmy potomkami książąt porwanych z Pskowa, ale fakty jednoznacznie wskazują na chłopstwo - mówi "Wprost" aktor Wojciech Siemion. Badając historię swego rodu, Siemion dotarł do połowy XIX wieku i historii pradziadka powieszonego przez Kozaków. Jarosław Kalinowski, były prezes PSL, chwali się drzewem genealogicznym liczącym ponad stu przodków. - Wiedza o nich dała mi nie tylko poczucie osadzenia na terenach, na których żyję, ale też możliwość urządzania zjazdów rodzinnych i poznania innych potomków antenatów sprzed pięciu pokoleń - mówi "Wprost" Kalinowski. Ksiądz Dariusz Majewski, archiwista diecezji w Płocku, przyznaje, że przy odrobinie szczęścia można wyrysować drzewo genealogiczne rodziny od końca XVI wieku. Właśnie z tego okresu pochodzą najstarsze dokumenty przechowywane w płockim archiwum. Kościelni archiwiści szacują, że w ubiegłym roku do parafii i diecezji w całej Polsce zgłosiło się prawie 10 tys. osób poszukujących przodków. Podobna liczba szuka korzeni w archiwach państwowych, głównie w Archiwum Akt Dawnych. W tym ostatnim można znaleźć m.in. XV-wieczne księgi sądowe, ławnicze i radzieckie (akta rady miasta), a nawet spisy ludności i rekrutów. Ułatwieniem dla poszukiwaczy korzeni są też zasoby mormonów dostępne również w Warszawie. Mormoni wierzą, że mogą ochrzcić swoich zmarłych przodków, stąd ich konsekwencja w rozbudowie światowej bazy danych genealogicznych. Stworzyli też darmowy program Personal Ancestry File. Uchodzi on za najdoskonalsze narzędzie tego typu. W ostatnich latach powstało wiele firm przyjmujących zlecenia na szukanie przodków. Jedną z nich wynajął znany krakowski restaurator Jan Kościuszko, właściciel sieci restauracji Chłopskie Jadło. - Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania, bo poznałem swych przodków sprzed dwunastu pokoleń, w tym mieszczańską gałąź po kądzieli, o której istnieniu nie miałem pojęcia - mówi "Wprost" Kościuszko.
Historie przemilczane
Drzewo genealogiczne Pawła Kamińskiego, właściciela sklepu muzycznego w Szczecinie, w ciągu czterech lat rozrosło się do ponad 500 osób. Najstarszy ustalony przodek urodził się prawdopodobnie w 1780 r. w okolicach Włocławka. - Wraz z historią rodu poznaję historię Polski i w jego dzieje wpisuję losy swojej rodziny - tłumaczy Kamiński powody swojego zainteresowania genealogią. Najczęściej szukanie korzeni wynika z braku rodzinnych przekazów. Jadwiga Kwolczak z firmy Pokolenia twierdzi, że w rodzinach chłopskich zwykle znani są najwyżej pradziadowie. Kwolczak odkryła swoich antenatów z XVII wieku.
Jan, czyli Janik
Jan Pągowski, szef Warszawskiego Towarzystwa Genealogicznego, przyznaje, że nawet z jego doświadczeniem odnalezienie przodka z połowy XIX wieku zajmuje prawie pół roku. Wynika to choćby z faktu, że każdy z nas ma aż szesnastu pradziadków. Starszych antenatów nie jest łatwo znaleźć, bo chłopi przyjmują nazwiska dopiero od prze-łomu XVIII i XIX wieku. Wcześniej posługiwali się imionami lub nazwami osobowymi, nie przypominającymi ani imienia, ani nazwiska - jak Komor czy Siedlon (wymienieni w "Bulli gnieźnieńskiej" z 1136 roku). Pierwsze nazwiska chłopów pochodziły od imion lub funkcji społecznych i zawodowych ich ojców - jak Janik od Jana czy Sędzic od sędziego. Nazwiska te zmieniano jednak wraz ze zmianą miejsca zamieszkania, dlatego chłop, który przenosił się na przykład ze wsi Podgórze, przyjmował nazwisko Podgórski. Gdy chłopskie nazwiska się ustabilizowały, zapanował zwyczaj dodawania do nich końcówek. Stąd na przykład Piekarz stawał się Piekarskim, a Kalina - Kalinowskim. Ułatwieniem w poszukiwaniu włościańskich przodków jest to, że chłopi z nielicznymi wyjątkami nie migrowali z rodzinnych wsi. Zakres poszukiwań antenatów można więc ograniczyć do jednej czy dwóch miejscowości. Bywało, że podczas zmian siedzib czy obszaru parafii dokumenty wędrowały po całym regionie, dlatego może się zdarzyć, że akta chrztu przodków znajdują się w parafii oddalonej o 50 km od miejsca urodzenia. Kłopotliwe jest także to, że na wsiach często to samo nazwisko miała co druga osoba. Zdarzało się, że w jednym roku w tej samej okolicy urodziło się na przykład pięciu Józefów Kalinowskich, co utrudnia ustalenie, który z nich był przodkiem konkretnej gałęzi rodu. W dodatku chłopi na ogół żenili się z kobietami z tej samej wsi, więc to samo nazwisko mogą nosić dalsi przodkowie zarówno po kądzieli, jak i po mieczu.
Nałóg genealogiczny
Małgorzata Nowaczyk, autorka książki "Poszukiwanie przodków. Genealogia dla każdego", zapewnia, że ustalanie korzeni uzależnia. Choćby dlatego, że właściwie jest to nie kończąca się aktywność: gdy już się wydaje, że sprawdziliśmy wszystkie źródła, okazuje się, że nowe informacje można znaleźć w katastrach ziemskich czy księgach sądowych. Poddajemy się genealogicznemu nałogowi, bo potrzebujemy zakorzenienia, potrzebujemy znajomości lokalnej czy rodzinnej tradycji, a wreszcie potwierdzenia narodowej tożsamości. Spośród wszystkich nałogów genealogiczny wydaje się nie tylko najzdrowszy, ale też najbardziej pożyteczny.
Więcej możesz przeczytać w 24/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.