KRYPTONIM "TRUTEŃ"
W artykule "Kryptonim `Truteń`" ( nr 23) "Wprost" przedstawia sprawę rzekomych kontaktów mego ojca Jędrzeja ze służbami specjalnymi PRL jako sensację. Zwracam uwagę, że o sprawie pisałem już w 1999 r. ("Opoka w Kraju", nr 32) i od tego czasu jest to już dostępne w Internecie. To, co "ujawnia" Cezary Gmyz, jedynie potwierdza to, co pisałem. Natomiast jego artykuł zawiera krzywdzącą mnie insynuację, że udostępniając moją teczkę dziennikarzom, coś ukryłem. Pisze on: W teczce, którą ujawnił Maciej Giertych, decydując się na kandydowanie na urząd prezydenta, nie było materiałów z akcji o kryptonimie "Truteń". Udostępniłem wszystko, co mi dostarczył IPN. Okazuje się, że są jeszcze jakieś materiały o mnie, których IPN mi nie dostarczył. Oto absurdalność mechanizmu wybiórczego dostępu do esbeckich teczek. Ja mając status pokrzywdzonego, nie mam dostępu do wszystkich materiałów o mnie, a ma go dziennikarz "Wprost" i czyni mi zarzut z tytułu nieujawniania tego, do czego dostępu nie mam.
prof. dr hab. MACIEJ GIERTYCH
Od autora: Podziwiam Pańskie umiejętności językowe w dziedzinie poszerzania znaczeń słów "rzekomy" i "insynuacja". W przywołanym artykule w "Opoce w kraju" pisze Pan bowiem o jak najbardziej realnych kontaktach Jędrzeja Giertycha z polskimi służbami specjalnymi. Kontaktach, w których odegrał Pan rolę pośrednika. W moim przekonaniu stwierdzenie, że w ujawnionych przez Pana dokumentach nie było akt opisywanej przeze mnie sprawy, nie jest "insynuacją", ale konstatacją. Na zakończenie dodam, że mój artykuł tylko marginalnie traktował o tych sprawach. Pisałem głównie o tym, że Jędrzej Giertych podjął działania inspirowane przez PRL-owskie MSW. I to było clou mojego tekstu.
CEZARY GMYZ
W artykule "Kryptonim `Truteń`" ( nr 23) "Wprost" przedstawia sprawę rzekomych kontaktów mego ojca Jędrzeja ze służbami specjalnymi PRL jako sensację. Zwracam uwagę, że o sprawie pisałem już w 1999 r. ("Opoka w Kraju", nr 32) i od tego czasu jest to już dostępne w Internecie. To, co "ujawnia" Cezary Gmyz, jedynie potwierdza to, co pisałem. Natomiast jego artykuł zawiera krzywdzącą mnie insynuację, że udostępniając moją teczkę dziennikarzom, coś ukryłem. Pisze on: W teczce, którą ujawnił Maciej Giertych, decydując się na kandydowanie na urząd prezydenta, nie było materiałów z akcji o kryptonimie "Truteń". Udostępniłem wszystko, co mi dostarczył IPN. Okazuje się, że są jeszcze jakieś materiały o mnie, których IPN mi nie dostarczył. Oto absurdalność mechanizmu wybiórczego dostępu do esbeckich teczek. Ja mając status pokrzywdzonego, nie mam dostępu do wszystkich materiałów o mnie, a ma go dziennikarz "Wprost" i czyni mi zarzut z tytułu nieujawniania tego, do czego dostępu nie mam.
prof. dr hab. MACIEJ GIERTYCH
Od autora: Podziwiam Pańskie umiejętności językowe w dziedzinie poszerzania znaczeń słów "rzekomy" i "insynuacja". W przywołanym artykule w "Opoce w kraju" pisze Pan bowiem o jak najbardziej realnych kontaktach Jędrzeja Giertycha z polskimi służbami specjalnymi. Kontaktach, w których odegrał Pan rolę pośrednika. W moim przekonaniu stwierdzenie, że w ujawnionych przez Pana dokumentach nie było akt opisywanej przeze mnie sprawy, nie jest "insynuacją", ale konstatacją. Na zakończenie dodam, że mój artykuł tylko marginalnie traktował o tych sprawach. Pisałem głównie o tym, że Jędrzej Giertych podjął działania inspirowane przez PRL-owskie MSW. I to było clou mojego tekstu.
CEZARY GMYZ
Więcej możesz przeczytać w 24/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.