Czy ma pan czas na odpoczynek?
Raczej na chwilę snu niż na odpoczynek. To jest czas podejmowania szybkich decyzji. Tu nie ma czasu na zwłokę, a więc i na odpoczynek.
Czy wszystko jest pod kontrolą, tak jak by pan sobie życzył?
Po pierwsze pamiętajmy, że cały świat mierzy się z czymś nowym i nieznanym, z nowym rodzajem zagrożenia, które nie jest zbadane ani rozpoznane. My robimy wszystko, by zminimalizować ryzyko rozprzestrzeniania się koronawirusa, bo nie da się zastopować go całkowicie. Dlatego zamknęliśmy granice, wprowadziliśmy obowiązkową kwarantannę dla wszystkich osób wjeżdżających do naszego kraju, zdecydowaliśmy o zamknięciu szkół i przedszkoli oraz dużej części sklepów w galeriach handlowych, zabroniliśmy imprez masowych i większych zgromadzeń. Nieustannie zachęcamy, by ludzie pracowali zdalnie, jeśli tylko mają taką możliwość. Wszystkie te działania mają jeden cel: ograniczyć transmisję wirusa. W ostatnich dniach podjęliśmy ważne decyzje, ich efektów możemy oczekiwać za tydzień, może dwa tygodnie.
Wystarcza panu środków?
Pieniądze nie stanowią żadnego problemu. Na początku marca do wojewodów trafiło blisko 100 mln zł z rezerwy budżetu państwa. Wojewodowie rozdysponowali te środki między organy założycielskie placówek medycznych, a te przekazują je wnioskodawcom. Specustawa dała nam możliwość uruchomienia 1,3 mld zł. Teraz premier podjął decyzję o uruchomieniu kolejnych 7,5 mld zł dla ochrony zdrowia. Jeżeli trzeba będzie wydać więcej środków, to tak się stanie.
Jak pan ocenia zachowanie Polaków po wprowadzeniu szeregu obostrzeń?
Włosi nie przestrzegali reżimu kwarantanny, stąd mamy u nich skokowy, wręcz drastyczny wzrost zachorowań, przez który system ochrony zdrowia stał się kompletnie niewydolny. My takich błędów popełniać nie możemy. U nas policja prowadzi kontrole osób przebywających na kwarantannie. Apelujemy też o odpowiedzialność samych kwarantannowanych. Dane, które otrzymujemy z MSWiA są budujące. 99 proc. Polaków przestrzega zasad kwarantanny i nie opuszcza domu. To świadczy, że Polacy wzięli sobie do serca nasze apele i widzą, że tylko ograniczając kontakty, jesteśmy w stanie zapobiec rozprzestrzenieniu się wirusa. Puste ulice miast również są oznaka odpowiedzialności.
Władza może wprowadzać obostrzenia, ale i tak wszystko zależy od ludzi, czy wezmą sobie do serca powagę sytuacji. Były jakieś niepokojące incydenty?
Nieustannie powtarzam, że to od naszego, obywateli, zachowania, od tego, czy ograniczymy nasze kontakty czy nie, zależy w dużej mierze, jak szybko będzie rozprzestrzeniał się wirus. Ograniczenie kontaktów między ludźmi, powoduje ograniczenie transmisji wirusa. Dzięki temu powinno spaść tempo wzrostu liczby osób zakażonych. To pozwala systemowi ochrony zdrowia działać efektywnie.
Uda się wypłaszczyć tę parabolę zachorowań?
Taki jest cel naszych działań. Dane z krajów europejskich, nie mówiąc o danych z Chin, pokazują, że liczba zakażonych rośnie wykładniczo. To znaczy, że mniej więcej co tydzień dodajemy jedno zero. Robimy teraz wszystko, by przygotowywać się na większą falę zachorowań. Dlatego zdecydowaliśmy o przekształceniu 19 szpitali w Polsce w szpitale zakaźne. One mają sprzęt i personel gotowy do przyjmowania osób zakażonych. Co ważne, 10 proc. łóżek w tych placówkach musi być łóżkami respiratorowymi. Respiratory są potrzebne, gdy dojdzie do pogorszenia stanu zdrowia chorych. Warto jednak podkreślić, że nie wszyscy zakażeni koronawirusem muszą przebywać w szpitalu. Jeśli ktoś łagodnie przechodzi zakażenie, może zostać na izolacji domowej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.