Sekretariat Generalny Episkopatu Włoch wydał instrukcję „Sugestie do celebracji sakramentów w czasie nagłego zagrożenia COVID-19”. Biskupi nakazują w niej m.in. używanie przez księży „jednorazowych rękawiczek winylowych lub nitrylowych” w czasie sakramentów chrztu, namaszczenia chorych. W czasie spowiedzi kapłan powinien mieć maskę ochronną, a wierny musi być od niego oddalony o co najmniej metr. Przed rozpoczęciem obrzędu namaszczenia „szafarz zakłada rękawiczki i zanurza kciuk w oleju, uważając następnie, aby nie dotknąć gołymi palcami powierzchni rękawicy” – czytamy w dokumencie.
W Polsce metropolita szczecińsko-kamieński abp Andrzej Dzięga w liście do wiernych zasugerował, że epidemia to kara za grzechy. W dodatku odciął się od zalecanej przez Episkopat rezygnacji z korzystania wody święconej i przyjmowania komunii na rękę. – Chrystus nie roznosi zarazków ani wirusów – przekonywał.
– Jak bardzo nieodpowiedzialnym człowiekiem trzeba być, żeby teraz napisać coś takiego? Ręce opadają – skomentował Piotr Żyłka, redaktor naczelny jezuickiego portalu Deon.pl.
Myślenie biskupa Dzięgi jest nie tylko lekkomyślne, ale też błędne teologicznie. II Sobór Watykański w dokumencie „Gaudium et spes” uznał bowiem autonomię nauk przyrodniczych od teologii. Oznacza to m.in., że Kościół uznaje wszystkie zasady fizyki, medycyny czy chemii. W tym kontekście sugestie biskupa, że nie można się zarazić przez wodę święconą czy komunię, są nie tylko głupie, ale też niezgodne z nauczaniem i tradycją Kościoła.
Ks. Wojciech Kućko na łamach „Więzi” przytacza fragment podręcznika dla kapłanów posługujących w czasie zarazy. Został on wydany w 1789 roku we Włoszech. W celu udzielenia rozgrzeszenia kapłan miał „stanąć w odległości dziewięciu lub dziesięciu kroków od chaty lub miejsca, do którego chorzy zostali oddaleni, stając po stronie, skąd wieje wiatr, i w ten sposób wysłuchać spowiedzi na odległość, zadowalając się krótkim pytaniem o najważniejsze grzechy w ich sytuacji, dając zarażonym rozgrzeszenie z tego samego miejsca”.
W jeszcze bardziej skomplikowany sposób udzielano chorym komunii. Według instrukcji, księża „umieszczą konsekrowaną Cząstkę w większej hostii niekonsekrowanej i mając wszystko zawinięte w papier, położą na ziemi rozważnie daleko od chaty, zakryją to kamieniem z obawy, by nie zwiał wiatr, po czym oddalą się bardzo daleko, powiedziawszy choremu, gdzie jest konsekrowana Hostia; chory podejdzie ją zabrać sam lub przyniesie mu ją ten, który mu posługuje; [kapłani] będą uważni, aby chory wziął Hostię, i uczynią przed i po komunii modlitwy, które poleca Rytuał w udzielaniu świętego Wiatyku”. Widać, że ponad 200 lat temu doskonale zdawano sobie sprawę z zagrożenia epidemiologicznego i starano się je uwzględnić przy posłudze religijnej.
Nie ma więc wątpliwości, że w dobie koronawirusa wiele katolickich zwyczajów – a nawet wydawałoby się nienaruszalnych reguł – musi zostać poddanych rewizji.
Co z tą mszą, czyli kogo dotyczy dyspensa?
Wiele się mówi o dyspensie polskich biskupów, którzy zwolnili niektórych wiernych z obowiązku uczestniczenia we mszy świętej. Dotyczy ona jednak jedynie osób starszych, chorych i tych, którzy boją się zarażenia. A co z tymi, którzy na przykład są młodzi i po prostu nie chcą narażać bliskich? Wydaje się, że Episkopat o nich nie pomyślał (choć ostatecznie można ich podciągnąć pod trzecią kategorię podlegających dyspensie).
Ci, których biskupi nie wymieniają, mogą jednak także nie iść na mszę świętą. Wiadomo, że nie grzeszy ten, kto nie wypełnia obowiązku niedzielnej Eucharystii „z ważnego powodu”. A takim może być obawa przed narażaniem zdrowia bliskich. Zresztą, „ważnym powodem” mogą też być ograniczenia w dostępie do mszy, które wprowadzono po tym, jak państwowo zakazało organizowania zgromadzeń większych niż 50-osobowe. Do pozostania w domu namawia wielu światłych księży.
A co z transmisjami mszy świętej w radiu, telewizji czy internecie?
Zgodnie z kościelnymi przepisami, transmisja nie zastępuje realnej obecności na mszy. Oglądanie transmisji nie jest więc obowiązkowe nawet w sytuacji, gdy ktoś z ważnych powodów nie idzie na niedzielną Eucharystię. Dyrektorium Episkopatu z 2017 roku w sprawie transmisji Mszy świętej, podkreśla, że „oglądanie Mszy w telewizji nie jest tym samym co bezpośrednie uczestnictwo”. Kościół zachęca jednak do oglądania czy słuchania transmisji wydarzeń liturgicznych, bo wtedy wiernym łatwiej jest się łączyć z tymi wydarzeniami duchowo. Wśród teologów nie ma zgody, czy słuchając transmisji mszy, należy w odpowiednich momentach klękać albo na przykład wstawać. Ks. Andrzej Draguła, kierownik Katedry Teologii Praktycznej Uniwersytetu Szczecińskiego sugeruje, że telewizor czy ekran komputera staje się w czasie transmisji swoistą ruchomą ikoną, dlatego odpowiednie gesty liturgiczne są nie tylko dopuszczalne, ale i zalecane. O ile oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że klękamy nie przed telewizorem, a pokazanym w telewizji ołtarzem znajdującym się w rzeczywistości wiele kilometrów od naszego mieszkania.
Czy możliwa jest spowiedź przez telefon?
Wielu teologów od lat zastanawia się nad możliwością udzielania rozgrzeszenia przez telefon. Na razie jednak Kościół nie przewidział takiej ewentualności.
W sytuacjach klęsk żywiołowych, wojen czy zagrożenia życia wielu osób kapłani mogą udzielić tzw. absolucji generalnej. Jest to jakby zbiorowe rozgrzeszenie bez wyznawania grzechów. Na takie rozwiązanie kilka dni temu zdecydował się Episkopat Węgier (w Polsce ostatni raz na masową skalę stosowano to rozwiązanie w czasie Powstania Warszawskiego). Wierny tak rozgrzeszony powinien jednak przystąpić do spowiedzi indywidualnej, gdy będzie to już możliwe. Ma on wówczas obowiązek wyznać także grzechy, z których został rozgrzeszony w czasie absolucji generalnej.
W Polsce biskupi nie zdecydowali się jeszcze na to rozwiązanie. Na razie polecili, by na kratkach konfesjonału zawiesić szczelne folie ochronne. Kto jednak boi się w tej sytuacji przystąpić do spowiedzi, może poprosić księdza o spowiedź w zamkniętym pomieszczeniu, gdzie między spowiednikiem a penitentem będzie zachowana odpowiednia odległość. Według prawa kościelnego, grzechy gładzi także tzw. „doskonały żal za grzechy”.
Czy można przyjąć komunię na rękę?
W czasie kwarantanny księża zalecają przyjmowanie komunii wyłącznie na rękę. Wielu polskich katolików to szokuje. Niektórzy konserwatywni wierni (a nawet księża) sugerują, że to nowinkarstwo z Zachodu. Nic podobnego. Po pierwsze, zwyczaj komunii na rękę rozpowszechniony jest nie tylko na Zachodzie, ale też na przykład w Afryce. Po drugie, Stolica Apostolska oficjalnie dopuściła ten sposób przyjmowania komunii w instrukcji Kongregacji ds. Kultu Bożego i dyscypliny Sakramentów Redemptionis Sacramentum. Ważne, żeby wiedzieć, jak poprawnie przyjąć komunię na rękę.
Szczegółową, wręcz nieco poetycką instrukcję w tej sprawie opracował dla Polaków w styczniu 2005 r. prymas Polski kard. Józef Glemp. „Lewa dłoń, podtrzymywana przez prawą, ma być tak wyciągnięta, aby tworzyła jakby patenę lub rodzaj żłóbka, na którym mogłaby być położona Komunia święta. Następnie prawą ręką wierny bierze złożone na lewej dłoni Ciało Pana i wkłada do swych ust niezwłocznie, w obecności kapłana”. Niestety, ten sposób przyjmowania komunii na rękę jest wygodny wyłącznie dla osób praworęcznych. Leworęczni powinni móc przyjąć komunikant na prawą dłoń, co jest wygodniejsze.
Co zrobić z dłonią po przyjęciu komunii na rękę?
Nic! Opór wiernych przed przyjęciem komunii na rękę wiąże się często z obawą przed nieświadomą profanacją. Wielu się boi, że pojedyncze drobinki z hostii mogą się przykleić do dłoni, a potem na przykład upaść na ziemię. Takie obawy wyrażają nawet niektórzy konserwatywni biskupi. – Przy rozdawaniu komunii świętej na rękę partykuły upadają na ziemię, przez co zostają znieważane – oświadczył kilka lat temu bp Athanasiusi Schneider, niemiecki biskup pracujący w Kazachstanie.
To jednak niepotrzebne obawy. Deklaracja Kongregacji Nauki Wiary „O partykułach eucharystycznych” (partykuły to malutkie fragmenty hostii, które się oderwały od całości) mówi wyraźnie, że fragmenty komunii pozostają konsekrowane tylko wtedy, gdy wyglądają jak kawałek chleba. „Partykuły, które oderwały się od konsekrowanej Hostii, muszą nadal wyglądać jak chleb, w przeciwnym razie nie będą już znakiem i nie mogą dłużej stanowić fundamentu obecności Ciała Chrystusa. Dotyczy to nie tylko partykuł niewidocznych gołym okiem, ale także partykuł tak małych, że nie wyglądają już jak chleb”. Tak więc po przyjęciu komunii na rękę nie musimy obmywać dłoni z pyłu, który ewentualnie mógł został po komunikancie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.