Przeżyliśmy wiele wirusów, przeżyjemy i ten. Ludzie na wsi na polach pracują, i na traktorach, nikt o wirusie tam nie mówi, bo traktor każdego wyleczy i pole też – takie rady dla swoich rodaków ma białoruski prezydent Aleksander Łukaszenko. Podzielił się nimi 16 marca, gdy Rosja zamknęła z powodu epidemii granicę z bratnią Białorusią. Prezydent rekomendował także obywatelom odkażanie się alkoholem. I to również od wewnątrz, za pomocą 40-50 gramów spirytusu dziennie, co ma ponoć skutecznie truć wirusy.
Gospodarskie rady białoruskiego przywódcy byłyby nawet śmieszne, gdyby nie ziało od nich grozą ignorancji i braku odpowiedzialności. Oczywiście można je uznać za efekt kompletnego oderwania skostniałego, postsowieckiego reżimu od rzeczywistości. Tyle że pandemia obnaża kryzys politycznego przywództwa nie tylko w despotiach na peryferiach Europy, ale także w dojrzałych demokracjach.
Polityka w cieniu epidemii
Pogubienie politycznej Europy jest łatwo wyczuwalne i jedynym, co może to zjawisko tłumaczyć, jest skala zagrożenia, na którą najwyraźniej nie były przygotowane najbardziej nawet światłe rządy i instytucje. Choć przecież powinny. Epidemiolodzy od lat mówią o nadciągającej pandemii jakiegoś groźnego wirusa, którego nie da się izolować na ograniczonym terytorium. Koronawirus jest właśnie takim przypadkiem. Do świadomości europejskich elit rządzących docierało to jednak o wiele za długo. Tak jakby każdy odrobinę za długo przecierał oczy ze zdumienia, licząc, że gdzie jak gdzie, ale w Europie taka epidemia nie może się przydarzyć.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.