Młodzi i zamożni kupują niemal wszystko. Po prostu w swoich nowych apartamentach chcą mieć na ścianach obrazy. A dziś, przy dużej liczbie artystów, sztuka stała się wyjątkowo dostępna i może kosztować mniej niż lodówka. Dobre dzieła można wylicytować na niektórych aukcjach już za kilkaset złotych. Taką właśnie aukcję 1 października organizuje Desa Unicum. Organizatorom zależy na przyciągnięciu młodych, przyszłych kolekcjonerów, którzy nie znają jeszcze dreszczyku emocji, jaki towarzyszy biorącemu udział w licytacji. To już druga taka aukcja i sądząc po ostatnim sukcesie, także tym razem można się spodziewać, że emocje sięgną zenitu, a aukcjonera od walenia młotkiem rozboli ręka. Desa Unicum to najprężniej działający dom aukcyjny i sieć galerii oferująca niemalwszystko, co dostępne w świecie sztuki. Według danych księgowych w 2008 r. firma ta miała obrót w wysokości 40 mln zł. To rekord na polskim rynku handlu sztuką. Firma, która postawiła na młodego klienta, notuje co roku wzrost obrotów o 100 proc. Na październikowej aukcji zostanie wystawionych 99 prac artystów młodego pokolenia. Jeśli ktoś szuka dobrej abstrakcji, powinien zauważyć znakomitą warsztatowo Karolinę Jaklewicz czy Stanisława Tomalaka. Jeśli ktoś chce hiperrealistycznego i fantastycznie kolorowego płótna, może powalczyć o obraz „Sylwester” Mai Kobylińskiej. Wart sporych pieniędzy jest „Młodszy braciszek” Tomasza Karabowicza, rocznik 1971. To niepokojące i dobrze namalowane płótno. Jeśli komuś odpowiada brut-art, sztuka surowa, malowana grubym pędzlem i przypominająca dziecięce obrazy, tego zachwyci zapewne „Głowa Kirchnera” Zdzisława Nitki. Wystawiani na aukcji artyści nie są świeżo upieczonymi absolwentami ASP, ale zauważonymi przez krytykę i często już z pewnym dorobkiem. – Te aukcje mają oferować młodą sztukę, ale już zweryfikowaną przez specjalistów. Nie ma tu przypadkowych nazwisk – mówi prezes Domu Aukcyjnego Desa Unicum Juliusz Windorbski. Aukcje Desy są więc świetną ofertą dla ludzi czujących potrzebę otaczania się sztuką, ale niemających możliwości kupna dzieł z najwyższej półki, choć na poprzedniej aukcji młodej sztuki pojawili się także wytrawni kolekcjonerzy, którzy kupowali nawet po dziesięć prac. Ale najistotniejsze jest to, że zjawiło się wielu nowicjuszy. I jednych, i drugich przyciągnęły dobre nazwiska, wielka różnorodność prezentowanych prac oraz niska cena wywoławcza – 500 zł. – Niektórzy po raz pierwszy brali udział w aukcji i nie wiedzieli np., że aby podbić cenę, trzeba podnieść tabliczkę. Dochodziło więc do zabawnych sytuacji, przez co sama aukcja stała się świetną zabawą – mówi Windorbski. Kiedy kilka lat temu Windorbski, snując plany zostania marszandem, stawał się właścicielem Desy, pukano się w czoło, bo nikt nie wierzył, że z upadającą i zadłużoną firmą da się cokolwiek zrobić. Firma nie tylko była w beznadziejnej kondycji, ale miała też zszarganą opinię, na co zapracował poprzedni właściciel. Jedyną drogą było więc szukanie nowych rozwiązań. I postawił na nowatorstwo oraz ryzyko. Od kilku lat Desa uczy, jak zarabiać na sztuce, jak rozpocząć art banking. Właściciele już kilka lat temu postawili np. na sztukę zapomnianych, acz pierwszorzędnych artystów. Zaryzykowali i się udało. Jednym z takich wielkich zapomnianych jest Feliks Wygrzywalski, który przez lata sprzedawał się po 6 tys. zł, a teraz za jego prace kolekcjonerzy są skłonni płacić po 50 tys. zł. Podobnie jest z pracami Jacques’a Zuckera (Jakub Cukier), który wyemigrował w latach 20. do Paryża i Nowego Jorku. Jeszcze kilka lat temu, płacono za dzieła Zuckera po 13 tys. zł. Teraz jego prace kosztują 60 tys zł. Łukasz Radwan
Więcej możesz przeczytać w 40/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.