Perspektywa Brexitu stała się bardziej prawdopodobna po ujawnieniu głębokich podziałów w rządzącej Partii Konserwatywnej i bardziej propagandowym niż faktycznym sukcesie negocjacji premiera Davida Camerona z biurokracją UE.
Choć największe partie polityczne Wielkiej Brytanii opowiadają się za pozostaniem w UE, to ze względu na różne kalkulacje nie są skłonne wspierać rządu Camerona, który właśnie doświadcza rokoszu we własnej partii niezadowolonej z wynegocjowanych nowych warunków członkostwa. Społeczeństwo brytyjskie również wydaje się głęboko podzielone w kwestii korzyści z przynależności do UE. Wynik ogłoszonego na 23 czerwca referendum jest na tyle niepewny, że do kampanii poparcia dla Unii Europejskiej włącza się prezydent USA Barack Obama, a londyńskie City szuka awaryjnego wyjścia w postaci połączenia giełdy londyńskiej z frankfurcką. Również wystąpienie przed komisją brytyjskiego parlamentu prezesa centralnego Banku Anglii było pełne ostrzeżeń przed ekonomicznymi skutkami decyzji Brytyjczyków, które mogą zapoczątkować proces dezintegracji UE, ale także samej Wielkiej Brytanii, gdyż szkoccy politycy w przypadku Brexitu deklarują powrót do idei niepodległościowego referendum.
Powodów rosnącej niechęci Brytyjczyków do UE jest sporo i duża część z nich jest zasadna. Brytyjska administracja i biznes nie mogą bezkrytycznie patrzeć na rozpasanie brukselskiej administracji w sprawach zgoła nieistotnych, gdy decyzyjność w kluczowych kwestiach, jak polityka imigracyjna czy liberalizacja gospodarcza, grzęzną w kompromisach, które niczego nie rozwiązują. Krytyka ze strony kraju, którego urzędnicza elita w liczbie nieco ponad 1000 osób kierowała ponad 300-milionowymi Indiami, powinna zasługiwać na uwagę.
Jedni mogą się cieszyć z ewentualnego Brexitu, zwłaszcza pewien duży kraj na wschód od nas, który oficjalnie postawił sobie za cel rozbicie jedności Europy, jednak dla większości Europejczyków Unia Europejska jest jak demokracja w powiedzeniu Churchilla – najgorsza forma rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których wcześniej próbowano. Polska dyplomacja próbuje uzyskać wsparcie Wielkiej Brytanii dla umocnienia obecności NATO na wschodzie i równoważenia zgodnego tandemu Niemiec i Francji, ale w przypadku Brexitu zostaniemy sami, bo reszta dużych państw UE, takich jak Włochy czy Hiszpania, jest pogrążona w kryzysie i już się nie liczy. Polska, w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii, nie ma własnego rynku finansowego, do zbudowania którego potrzebne są tony kapitału i wieki praktyki, ale także zdolności do prowadzenia niezależnej polityki pieniężnej i fiskalnej. Do tej ostatniej potrzebni są politycy, którzy potrafią redukować wydatki i ciąć administrację, kiedy jest to konieczne, a tej sztuki w Polsce nikt nie opanował przez ostatnie 25 lat. �
* Członek zarządu Deloitte Consulting
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.