Owacje na stojąco i entuzjastyczne recenzje w Cannes. Tak zaczął się szał wokół tego filmu. Od tego czasu niemiecka smutna komedia szturmem zdobywa kolejne festiwalowe laury. W czasie niedawnego rozdania Europejskich Nagród Filmowych we Wrocławiu twórcy wychodzili na scenę pięć razy. Maren Ade odebrała wyróżnienia za scenariusz, reżyserię i najlepszy film. A niedługo prawdopodobnie odbierze Oscara. – Sama do końca nie rozumiem, dlaczego widzowie tak pokochali mój film – mówiła mi. – Może po prostu mają rodziny, z którymi różnie im się układa? Chciałam być szczera. Opowiadać o problemach nam najbliższych, a jednocześnie najbardziej uniwersalnych. Jak na przykład relacje z ojcem. W filmie ten ojciec, samotny rozwodnik i emerytowany nauczyciel muzyki, jest trudny. To podstarzały Niemiec z nadwagą, post hipisowskim stylem bycia i poczuciem humoru jak u ciotki na imieninach. Maren Ade zapisuje kilka dni, które ów mężczyzna postanawia spędzić z dorosłą córką – menedżerką wysłaną przez korporację do rumuńskiej filii firmy. Ojciec niespodziewanie przyjeżdża do Bukaresztu i doszczętnie rozbija rutynę życia kobiety. Po wszystkich triumfach tej historii Ade stała się jednym z najgorętszych nazwisk kina europejskiego. Ale karierę budowała konsekwentnie. Dawno znalazła własny przepis na kino.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.