Gdy nie używasz siły lub przynajmniej starasz się nie sięgać po szabelkę, zostaje Ci słowo. A wtedy musi człowiek machać tym bardziej. Polska dzisiejsza jest jak jeden wielki sejmik szlachecki. Przesada stała się nieznośną towarzyszką politycznej debaty. Polskie elity przestały się liczyć ze znaczeniem słów. Politycy, biskupi, dziennikarze, komentatorzy – jedni z potrzeby serca, inni z cichą nadzieją na cytowanie w internecie, jeszcze inni dla pogrążenia przeciwników – fala grubej przesady przetacza się przez media każdego dnia od wczesnych godzin porannych. Jej fala uderzeniowa zmienia znaczenie dotychczasowych porównań. „Targowica” nie oznacza już spiskowania z wrogami Polski, którzy wybierają się na wojnę z naszym krajem, znienacka stała się symbolem uczestniczenia w dyskusjach o Polsce na forach Unii Europejskiej, której jesteśmy członkiem. Nie ma umiaru w porównaniach z wyjątkiem skojarzeń z Hitlerem i Stalinem, bo akurat ich nazwiska niosą dla Polaków tylko najgorsze skojarzenia. Już tylko powiedzeniem, że kolega z sejmowej ławy jest „gorszy niż Stalin i Hitler razem wzięci” można poderwać publiczność.
Część współczesnego sejmikującego narodu boi się jednak występować otwarcie, bez żadnej odpowiedzialności można hejtować w internecie, ukrywszy się pod wygodną ksywką. Żeby krzyknąć na sejmiku, trzeba było trochę odwagi, bo można było dostać po uszach. Nowe trendy przyszły do Polski z wielkich kampanii w USA. Anonimowe trollowanie w internecie i hejtowanie tych z drugiej politycznej bandy stało się orężem w wojnach informacyjnych Putina. Wielkie pieniądze budżetowe wydawane w Polsce na partie polityczne pozwoliły stworzyć precyzyjne maszyny anonimowego opluwania tych innych. Pogróżki pod adresem przeciwników, a nawet ich rodzin, antysemityzm i zwykła zawiść uzyskały przez anonimowość takie samo prawo bytu jak poważne polemiki czy oskarżenia.
Niektórzy uspokajają, że ten zalew nienawiści, przesady i pogardy do innych w słowie jest niegroźny jak kłótnia w rodzinie albo sejmik. Tylko policyjne kartoteki i stare kroniki potrafią nam przypomnieć, że złe słowo potrafi zamienić się w awanturę, po której nie ma już powrotu do poprzednich relacji. Została tylko nadzieja w dziennikarzach, że zmienią trend, że wylansują – jak modę na wąskie spodnie – trend na spokojną gadkę. I nadzieja w kaznodziejach, że przypomną, że grzeszy się nie tylko uczynkiem, ale też myślą i mową. A mowa nienawiści to po naszemu grzech.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.