Jaki był początek pańskiego śledztwa w sprawie śmierci ks. Jerzego Popiełuszki?
Kiedy na przełomie lat 80. i 90. dokonywały się w Polsce przemiany ustrojowe, panowało ogólne przekonanie, że władze komunistyczne przedwcześnie zakończyły proces toruński na osobie Adama Pietruszki, chroniąc od odpowiedzialności karnej jego resortowych przełożonych. Zarazem nie było wówczas podstaw, by kwestionować sam przebieg uprowadzenia i zabójstwa księdza. Gdy w czerwcu 1990 r. zostałem włączony do specjalnej grupy prokuratorów powołanej do prowadzenia śledztw w sprawach zbrodni popełnionych przez funkcjonariuszy MSW w latach 80., otrzymałem do prowadzenia sprawę zainicjowaną zawiadomieniem o przestępstwie, jakie złożył do protokołu – właśnie skazany w Toruniu w 1985 r. – Pietruszka.
Co wynikało z jego treści?
Między innymi to, że Grzegorz Piotrowski mógł mieć związek ze śmiercią działacza opozycyjnego Piotra Bartoszczego, do zgonu którego miało dojść w następstwie rzekomego wypadku drogowego. Pietruszka wskazywał też na działania gen. Czesława Kiszczaka, które miały na celu sterowanie przebiegiem śledztwa w sprawie zbrodni na ks. Jerzym, które prowadziło ówczesne Biuro Śledcze MSW całkowicie podległe Kiszczakowi. Zaistniała więc podstawa faktyczna do prowadzenia odrębnego postępowania, które w pierwszej fazie skupiło się na wyjaśnieniu przyczyn i okoliczności śmierci Bartoszczego. Dość szybko w jego trakcie zgromadzono materiał dowodowy dający podstawy do wszczęcia odrębnego śledztwa w sprawie kierowania wykonaniem zabójstwa ks. Popiełuszki, co nastąpiło 26 lipca 1990 r.
Jak duży był zespół, którym pan kierował?
Niewielki. Nieżyjący już min. Krzysztof Kozłowski przydzielił mi trzech funkcjonariuszy UOP, z którymi współpraca trwała dość krótko i była mało efektywna. Na jesieni 1990 r. zastąpili ich dwaj inni koledzy z UOP, z którymi współpraca układała się bardzo dobrze i którzy byli ze mną do końca. Jeszcze w sierpniu 1990 r. do udziału w śledztwie włączono policjantkę, która doskonale znała swój fach i bardzo dobrze wykonywała swoją robotę. Niestety, musiała nas opuścić z końcem grudnia 1990 r. I tak mniej więcej na przełomie stycznia i lutego 1991 r. utworzono Samodzielną Grupę Operacyjno-Śledczą KGP do prowadzenia czynności w tej sprawie, którą dowodził śp. płk Andrzej Buczyński, zaś jej działania bezpośrednio nadzorował wiceminister spraw wewnętrznych prof. Jan Widacki. Oni trwali ze mną do końca. Pomimo odsunięcia mnie od śledztwa w grudniu 1991 r. grupa ta utrzymywana była jeszcze do 1993 r. i funkcjonowała na szczeblu MSW, praktycznie bez współpracy z prokuratorem, któremu przydzielono odebraną mi sprawę.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.