Dobry Niemiec
Wydawać by się mogło,
że o Warszawie czasów II wojny napisano już tyle książek i nakręcono tyle filmów, że nie da się na ten temat powiedzieć niczego nowego. A jednak. Tylko trzeba mieć dobry pomysł, tak jak Nikodem Pałasz, który w swojej powieści opisał przyjaźń niemieckiego oficera i żołnierza AK. Rzecz dzieje się w roku 1944, tuż przed wybuchem powstania. A dwaj bohaterowie poznają się na kortach Legii i choć Niemiec może Polaka wydać gestapo, nie robi tego. Zbyt wiele ą propos akcji tego thrillera zdradzić nie można, ale wyszła z tego ciekawa opowieść o dziejowym fatum.
Raje Witkacego
Wydawnictwo PIW dogorywa, ale wierne wielkiej tradycji, wciąż wydaje rzeczy na wysokim poziomie. Takie jak nowa edycja książki Witkacego, znanej kiedyś pod tytułem „Narkotyki. Niemyte dusze”. Dostajemy zapiski enfant terrible przedwojennej literatury w wersji oryginalnej. Wbrew legendzie stosunek Witkacego do używek jest bardzo krytyczny, a jako że pisze to ktoś znający je z autopsji, wydaje się to wiarygodne. Część druga to bardzo ciekawy, choć dziś raczej archiwalny, esej na temat psychoanalizy.
Mroki Londynu
Jeśli jakiś autor dostał w Wielkiej Brytanii nagrodę roku za najlepszy kryminał, to znaczy, że mamy do czynienia z fachowcem wysokiej klasy. I to jest przypadek Sarah Hilary, której powieść „W obcej skórze” wydaje się znacznie ciekawsza od superbestsellera „Dziewczyna z pociągu”. Idealnie też nadawałaby się jako fabularne tworzywo dla serialu w rodzaju fantastycznego „Luthera” czy „Upadku”. Anglicy mają nad Amerykanami tę przewagę, że ich kryminały, poza tym że dobrze skonstruowane, są też niezłe literacko. A ten akurat jest bardzo mroczny. Bohaterką powieści jest detektyw Marnie Rome, której rodzinna przeszłość skrywa straszną tajemnicę. Policjantka (z białej klasy średniej) wraz ze swoim partnerem (ciemnoskórym gejem z ubogiej rodziny) prowadzi śledztwo w sprawie napaści na tajny dom dla ofiar przemocy domowej. Mają też skłonić pewną dziewczynę, okaleczoną przez swoich braci, by zeznawała przeciwko nim. Podejrzewają, że może stać się ofiarą tzw. mordu honorowego, bo do takich zdarzeń bardzo często dochodzi w muzułmańskich rodzinach na Wyspach Brytyjskich. Tych kilka wątków jest splecionych niezwykle sprawnie. Jednocześnie jest „W obcej skórze” bardzo ciekawą społeczną panoramą współczesnej Anglii, a szczególnie jej stolicy: miasta wielkich pieniędzy, niezwykłych kontrastów i widowiskowej przestępczości. A Marnie Rome wydaje się jedną z najciekawszych bohaterek we współczesnej literaturze kryminalnej i zapewne jeszcze do nas powróci.
Narodziny królowej
Ci, którzy tego jeszcze nie wiedzą, po wysłuchaniu tej płyty powinni zrozumieć, że choć Beyoncé należy do celebryckiej ekstraklasy, jest też najważniejszą współczesną artystką muzyki pop. Świadczy o tym nie tylko lista gości, takich jak Kendrick Lamar, James Blake, Weeknd i Jack White. Paradoksalnie najciekawiej Beyoncé wypada solo. Pokazuje tu, że jest następczynią i Niny Simone, i Arethy Franklin, a jej wokalne możliwości są nieograniczone. To zdecydowanie jej najlepszy album. Na razie.
Brodka nad poprzeczką
Po ogromnym sukcesie swojego pierwszego autorskiego projektu „Granda” Monika Brodka rozpoczęła karierę na nowo. Stanęła przed bardzo trudnym zadaniem, bo poprzeczkę zawiesiła sobie wysoko. Po drodze był maksisingiel z hitem „Varsovie”, który zapowiadał kolejną stylistyczną zmianę. Teraz mamy album „Clashes”. Trzeba przyznać, że długą przerwę w nagrywaniu artystka wykorzystała na stworzenie projektu, który wręcz oszałamia rozmachem aranżacyjnym i produkcyjnym. Sporo tu udanych eksperymentów brzmieniowych i wokalnych. Brodka nie ukrywa, że od początku chciała nagrać album, którym będzie się mogła pochwalić nie tylko w Polsce. Wygląda na to, że jej się to udało. Mimo że nie jest to muzyka lekka, łatwa i przyjemna. Brzmi trochę jak ścieżka dźwiękowa bardzo kolorowego i dosyć mrocznego filmu w stylu Davida Lyncha. Po tym albumie poprzeczka powędrowała jeszcze wyżej.
Konie Patti
Obchody 40-lecia najważniejszej płyty w karierze Patti Smith miały i swój polski akcent. Na Off Festiwalu artystka zagrała „Horses” w całości. Podobny koncert odbył się w legendarnym studiu założonym przez Jimiego Hendrixa. Poziom realizacji koncertu pokazuje, że współczesna technologia w dobrych rękach może służyć sztuce. Wydawnictwo jak na razie tylko na winylu. I słusznie.
Ciemna strona mody
Moda ostatnio często przenika do filmów. Po portretach wybitnych projektantów bohaterkami stają się modelki. Młode dziewczyny, które chcą trafić na okładkę „Vogue’a” czy pokaz Chanel. Ale zanim skosztują sławy, odkrywają mroczną stronę tego biznesu. Tuż przed canneńską premierą filmu „Neon Demon” Nicolasa Windinga Refna do polskich kin wchodzi „Modelka” Madsa Matthiesena. Duński reżyser umie uważnie przyglądać się ludziom. W debiutanckim „Misiaczku” portretował zwichrowanego psychicznie, skrzywdzonego strongmana. Tamten film nagrodzono na festiwalu Netia Off Camera, a PISF zobowiązał się, że otrzyma milion złotych dofinansowania, jeśli następny film zrealizuje w koprodukcji z Polską. I tak się stało. Bohaterką „Modelki” jest Dunka, nastolatka, która stawia pierwsze kroki na paryskich wybiegach. Poznaje wpływowego fotografa, zakochuje się. On wprowadza ją na salony. Ale z nurtem można czasem popłynąć zbyt łatwo. „Modelka” to nierówny film. Sporo w nim banału i drażniących dialogów, niewiarygodnie pokazane jest popadanie dziewczyny w szaleństwo. Ale między stereotypami, w pełnym sztuczności świecie mody, Matthiesen próbuje odnaleźć prawdziwe emocje. Samotność bohaterki, jej fascynację, rodzącą się i gasnącą nadzieję na lepsze życie. Bodaj najciekawsze są tu didaskalia. Obskurna stancja, do jakiej dziewczyna wraca po bankietach w pałacach. Skrajne uprzedmiotowienie, z jakim młode modelki spotykają się nieustannie. Matthiesen nie mówi niczego nowego o realiach branży mody. Za to potrafi pokazać, jak ludzie żyją w tym sztucznym świecie, pełnym seksu i narkotyków.
Byłem miłością
Znany z „Jestem miłością” Luca Guadagnino pozostaje wierny sobie. Jego „Nienasyceni” to portret czworga artystów. Łączy ich pełna namiętności przeszłość, która wraca, kiedy spotykają się na wakacjach. Reżyser tworzy bardzo zmysłowy film, przygląda się ciałom bohaterów, nasyca ekran kolorami. Słońce w zenicie, błękit wody w basenie, willa na skale. Ale podszyte jest to dramatem, a broni się dzięki świetnemu aktorstwu (m.in. Tilda Swinon i Ralph Fiennes). „Nienasyceni” to ciekawe kino o uczuciach, które spalają człowieka od środka.
Świat z pamięci
Trzydziestokilkuletnia kobieta traci wzrok. Zamyka się w domu i odcina od wszystkiego. Chce wyrzucić z siebie emocje, pisząc książkę. Norweg Eskil Vogt usiłuje odtworzyć świat niewidomej osoby i pokazać wyobraźnię w działaniu. Odważny, wizjonerski film, którego seans zamienia się w psychodeliczną podróż między jawą a snem.
BMW 225XE ACTIVE TOURER
Przyjemny samochód, tylko dla kogo
Właściwie to do BMW 225xe Active Tourer nie można się przyczepić. Zwłaszcza że to hybryda, a więc auto oszczędne – oczywiście jeśli w nocy doładuje się jego akumulatory. Jeśli się tego pilnuje, samochód spala ok. 4 l benzyny na setkę. Przy silniku spalinowym o 1,5 l pojemności i mocy 136 koni to niewiele (oba silniki, elektryczny i spalinowy, osiągają moc 224 koni). Jeśli jednak zapomnimy naładować albo nam się nie chce, albo mieszkamy w bloku, gdzie nie ma gniazdka, z którego moglibyśmy skorzystać, to wtedy poziom spalania znacznie rośnie. W cyklu mieszanym będzie to ok. 8 l. Wzrost jest duży, więc lepiej pilnować ładowania. Przy zwykłym gniazdku zajmuje to 8 godzin, przy specjalnej stacji ładowania 40 minut. Tych jednak jest w Polsce jak na lekarstwo, więc trzeba się przyzwyczaić do 8 godzin. Ale nie jest to zbyt uciążliwe, bo auto naładuje się akurat podczas naszego snu. Rzecz jasna, jeśli prowadzimy higieniczny tryb życia. Nie należy się jednak zapuszczać w dłuższą trasę; na pełnym baku i przy naładowanym do końca akumulatorze przejedziemy niewiele ponad 500 km. I to przy bardzo spokojnej jeździe. Nie jest to więc auto, którym można się wybrać na wakacje, choć sprawia wrażenie rodzinnego. BMW 225xe AT wewnątrz jest wygodny. Taki podwyższony kompakt z trochę większym bagażnikiem. Ale pasażerowie z tylnej kanapy nie mają zbyt wiele miejsca na nogi. No chyba że wozimy dzieci. Wtedy większym problemem jest zapinanie pasów przez pasażerów siedzących w fotelikach. Niedogodności nie są jednak na tyle duże, by stanowiły poważny minus auta. Znacznie większy problem sprawia podłączenie się do zestawu głośnomówiącego. Do sparowania systemu ze standardowym Samsungiem potrzebne były cztery podejścia. Przy tak zaawansowanym technologicznie samochodzie to jednak słaby wynik. Niewątpliwą zaletą auta jest jego zawieszenie. Dość twarde, ale bardzo skutecznie przechwytuje wstrząsy. To istotne, jeśli chce się wziąć na poważnie nazwę auta – Active Tourer i zjedzie się z głównych dróg. Największą jednak wadą samochodu jest cena. W wersji testowej kosztuje prawie 160 tys. zł. Oczywiście jak na auto tej marki nie jest to szczególnie szokująca kwota, ale przy tych rozmiarach auta to jednak sporo.
Know-How
Oaza czytania
Co zrobić, by ludzie przestali lubić książki, a pokochali czytniki? Zatrudnić do tego Jeffa Bezosa. Szef Amazona chce udowodnić, że nie musimy czuć zapachu farby drukarskiej i papieru, by czerpać radość z czytania. Kolejnymi odsłonami czytników Kindle faktycznie sprawia, że papierowa książka staje się passé. Teraz postanowił wywrócić wszystko do góry nogami. Oasis, najnowsze wcielenie Kindle’a, jest supercienkie i waży 130 g. To o 75 g mniej od Paperwhite i o 50 g mniej od Voyage, poprzedników Oasis. Tyle w teorii, bo w praktyce ma się wrażenie, że jest on jeszcze lżejszy. Dzięki nowej konstrukcji ten ciężar skupiony jest w jednej części czytnika – tej, za którą go trzymamy. W ten sposób to, co znajduje się poza naszą dłonią, jest najlżejsze. Nowy Kindle stał się kwadratowy, ma sześciocalowy ekran i dostał dwa fizyczne i programowalne przyciski, którymi zmieniamy strony. Możemy to robić oczywiście też na dotykowym ekranie. W środku jest też żyroskop, który odwraca tekst, kiedy przełożymy Oasis do drugiej ręki. Całość uzupełnia też nowość, czyli okładka, która jednocześnie jest drugą baterią. Dzięki temu, jak deklaruje Amazon, urządzenie wytrzyma bez ładowania miesiące. Z okładką Oasis staje się jednak trochę cięższy, ale jeśli już jesteśmy w sytuacji rozładowanej jednej baterii, okładka ją po prostu podładuje i znowu możemy się jej pozbyć. Przyciski do zmieniania stron są naprawdę fajne, całość zresztą sprawia wrażenie, że mamy do czynienia z produktem z górnej półki. Ekran ma w porównaniu do poprzedników więcej diod podświetlających i można całkowicie wyłączyć podświetlenie, czego nie było w Paperwhite. Teraz minus, a jest on jeden, ale niestety poważny. Chodzi o cenę. W niemieckim Amazonie (darmowa przesyłka do Polski) Oasis kosztuje prawie 300 euro. Trzy razy tyle co Paperwhite. Żeby go kupić, trzeba więc bardzo chcieć. Moim zdaniem powstał produkt dla czytających snobów – jest piękny, nowoczesny i wykonany z dbałością o detale. I znajdzie swoich klientów. Ale ktoś, kto ma już poprzednie wersje Kindle’a, specjalnie nie straci, gdy poczeka, aż ceny Oasis spadną.
Pendrive z klawiaturą
To coś dla tych, którzy boją się o swoje dane.
Że gdzieś zgubią pendrive’a i każdy pozna ich sekrety. Już nie musicie się bać. Pamięć flash Kingston Data Traveler tak je zabezpieczy, że kodu nie złamie nawet rosyjski haker. Jest ona bowiem wyposażona w fizyczną klawiaturę, na której ustalamy swój kod PIN (mogą w nim być cyfry i litery). Profesjonalnie nazywa się to „256-bitowe szyfrowanie sprzętowe AES przy użyciu szyfrowania blokowego XTS”. Tego nie trzeba zapamiętywać, trzeba tylko pamiętać PIN, bo jeśli 10 razy wprowadzimy błędny kod, to dane znikną. Do tego pendrive ma stalową linkę, jest odporny na brud oraz kurz i ma trzy lata gwarancji. Jest dostępny w trzech pojemnościach: 16 GB, 32 GB oraz 64 GB. Mam wrażenie, że to idealne urządzenie dla złodzieja danych, którego nikt nigdy nie złapie z kradzionymi informacjami. A tak na poważnie, jeśli przychodzi wam korzystać z wrażliwych danych, lepiej mieć tego pendrive’a przy sobie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.