Jednym ze sporów, który dzieli Polaków, jest to, czy powinniśmy się wstydzić za nasz kraj (i rodaków). Kiedy w ubiegłym roku wybuchła dyskusja dotycząca przyjęcia uchodźców, „Wstyd, Polsko, wstyd” brzmiało donośnie. Problem nie polega na tym, że doszło do zdecydowanej różnicy zdań. Problem polega na tym, że niektórzy nie chcieli w ogóle dyskutować, wykrzykując zamiast tego emocjonalne hasła. Dziś, gdy Niemcy czy Francuzi przyznają otwarcie, że zgoda na masową, niekontrolowaną imigrację okazała się błędem, widać, jak bardzo było potrzebne rozważne podejmowanie decyzji. To samo dotyczy katastrofy smoleńskiej. Rzecz nie w różnicy poglądów, ale w szermowaniu oskarżeniami, czy to o chorobę psychiczną wobec tych, którzy uważają tragedię za niewyjaśnioną, czy też o zdradę wszystkich podzielających pogląd, że sprawa została definitywnie zamknięta. Amerykanie do dzisiaj snują rozważania, kto i w jaki sposób zabił w 1963 r. prezydenta Johna F. Kennedy’ego.
Warto zachować umiar również przy okazji premiery „Smoleńska”. Pojawiają się na przykład oskarżenia, że film nie trzyma się faktów. A jaka była linia obrony „Pokłosia”? Że film fabularny nie musi. Między innymi w ten sposób odpierane były zarzuty o antypolonizm produkcji.
Wszystko to bynajmniej nie oznacza, że Polacy muszą się czegoś wstydzić, bo „co powie Europa”. Polska to też Europa, poza tym nie dzieje się u nas nic nadzwyczajnego. Załatwiajmy swoje sprawy i nie przejmujmy się tym, co powiedzą inni. Zresztą tak naprawdę to w większości nic nie powiedzą. Niemniej jednak – rozprawiajmy się z problemami. I rozmawiajmy, aby linii podziału było jak najmniej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.