Tak działa kino. Jeśli coś zostaje opowiedziane na ekranie, to właśnie ta wersja się utrwala i z każdym kolejnym rokiem staje się bardziej obowiązująca. Z czego to wynika? Przede wszystkim z prostej wiary w przekaz – jeśli coś zostało nakręcone (i jest tam formułka, że rzecz oparto na faktach), to właśnie tak dokładnie musiało być.
CZĘŚCIOWO AUTENTYCZNE
W ostatnich latach powstało u nas wiele filmów dotyczących najnowszej historii, zwłaszcza biograficznych. Była przecież filmowa biografia Wałęsy „Wałęsa. Człowiek z nadziei”, biografia Zbigniewa Religi „Bogowie”, historia zespołu Paktofonika „Jesteś Bogiem” czy film o wydarzeniach z Gdańska z 1970 r. (w reżyserii twórcy „Smoleńska” Antoniego Krauzego) „Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł” albo „80 milionów” o ukrywaniu pieniędzy Solidarności przed SB. Było też budzące ostre polemiki „Pokłosie”. Wszystkie one pokazywały zdarzenia przepuszczone przez filtr wrażliwości swoich autorów i wszystkie budziły jakieś zastrzeżenia żyjących pierwowzorów bohaterów. Paradoksalnie największe kłopoty były z filmem o raperach. Producent muzyczny Krzysztof Kozak podał jego twórców do sądu za to, że ekranowa postać Krzysztofa Kozy, z którą się go utożsamia, narusza jego dobra osobiste i przedstawia go w złym świetle. I wygrał proces. Czy będą jakieś procesy po „Smoleńsku”? Zobaczymy, acz faktem jest, że takie procesy szczególnych efektów nie przynoszą – dziś o procesie Kozaka mało kto już pamięta, a grana przez Piotra Nowaka postać zostanie już tak przedstawiona na ekranie na zawsze.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.