Według opozycji Kuchciński jest najgorszym marszałkiem po 1989 r. Z tego powodu w Sejmie leży wniosek o odwołanie go z tej funkcji. Złożyła go PO i w tym tygodniu będzie omawiany, choć wynik głosowania jest łatwy do przewidzenia – Marek Kuchciński, popierany przez własną partię i przynajmniej część klubu Kukiz’15, pozostanie na stanowisku. A Sejm to dla Marka Kuchcińskiego drugi dom. Jest nieprzerwanie posłem od IV kadencji (od 2001 r.). Zanim zaczął karierę polityczną, prowadził rodzinne gospodarstwo ogrodnicze. Tam mógł wykorzystać swoje wykształcenie, które zdobył w policealnym studium ogrodniczym. Wcześniej studiował historię sztuki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
Kariera penelopy
Polityka w życiu Kuchcińskiego (rocznik 1955) była obecna od dawna. W 1981 r. wstąpił do Solidarności i działał w niej do 1989 r. Był represjonowany, aresztowany i objęty dozorem milicyjnym. Gdy pod koniec lat 90. dostał propozycję, by zostać wicewojewodą podkarpackim, poszedł do Jarosława Kaczyńskiego i zapytał, czy może objąć to stanowisko. Ten gest tak bardzo spodobał się prezesowi PiS, że do dziś wspomina tę historię. I niewykluczone, że to jedno pytanie stało się fundamentem kariery politycznej dzisiejszego marszałka Sejmu i lidera PiS na Podkarpaciu. – Przy wyborze marszałka Sejmu Jarosław Kaczyński kierował się jednym kryterium – lojalnością. Nie chciał, by powtórzyła się sytuacja z czasów poprzednich rządów PiS, kiedy to Marek Jurek na tym stanowisku zbudował swoją pozycję polityczną, a potem założył własną partię – mówi znany polityk PiS. Marek Kuchciński to zupełnie inna osobowość. Kiedyś hipis, od lat wielbiciel jazzu. Gdy w latach 70. studiował na KUL (studiów nie skończył, bo podobno źle mu szła nauka rosyjskiego), nosił długie włosy, spodnie dzwony i grał na perkusji. Nie chciał być frontmanem, nie aspirował do roli lidera. Politycy PiS, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że politycznie przez lata wcale się nie zmienił. W Przemyślu krąży mnóstwo informacji na temat marszałka. – Kuchciński zawsze świecił światłem odbitym. Wciąż się na kogoś snobował. Nawet mówił inaczej. Raz cedził jak Brando w „Ojcu chrzestnym”, raz się zacinał jak Michnik albo wzdychał jak Mazowiecki. Potem mówił jak Jarosław Kaczyński.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.