W rządzie Mateusza Morawieckiego rozważany jest pomysł podzielenia Komisji Nadzoru Finansowego na dwa odrębne urzędy – ustalił tygodnik „Wprost”. Z naszych informacji wynika, że dotychczasowa część urzędu zajmująca się nadzorem nad bankami i firmami ubezpieczeniowymi trafiłaby pod skrzydła Narodowego Banku Polskiego. Z pozostałych departamentów zostałby utworzony Urząd Rynków Kapitałowych (URK), któremu podlegałaby giełda i pozostałe instytucje rynku kapitałowego, np. Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych. Prezes URK byłby mianowany przez premiera, a nie wybierany na wieloletnią kadencję. Nad projektem ustawy trwają prace w Ministerstwie Finansów, jednak pomysł konsultowany jest też w Ministerstwie Rozwoju.
Skąd ta idea? Całkowite wchłonięcie KNF do NBP już od miesięcy postulowane było przez prezesa banku centralnego Adama Glapińskiego oraz samego szefa Komisji Marka Chrzanowskiego. NBP nawet przygotował projekt ustawy w tej sprawie, która jednak utknęła w Sejmie. Nieoficjalnie mówiło się o konflikcie Mateusza Morawieckiego i Adama Glapińskiego. Przerwało go zawieszenie broni pomiędzy Ministerstwem Rozwoju i NBP, a ówczesna premier Beata Szydło zdecydowała, by ustawę przygotowało Ministerstwo Finansów. Dziś prace powoli zbliżają się do końca, jednak formuła „nowego” KNF ma być nieco inna. Komisja nie zostanie wchłonięta całkowicie przez NBP, tylko podzielona. Nie jest jeszcze rozstrzygnięte jakie wpływy w nowych instytucjach będą mieli inni przedstawiciele rynku finansowego.
– Uważam, że pomysł rozdzielenia KNF nie jest właściwy. KNF nie powinien być także w strukturach NBP. Nadzorca powinien podlegać pod premiera, a ten mieć pełne prawo do kształtowania polityki kadrowej. Nie wiem po co nam taka dwuwładza, to zawsze będzie się kończyć konfliktem – mówi jeden z bankowców, który zgodził się porozmawiać ale oczywiście zastrzegając swoje nazwisko.
Z kolei Jacek Socha, przez lata prezes dawnego KPWiG oraz były minister skarbu, obecnie partner w firmie doradczej PWC uważa, że najwyższy czas skończyć z eksperymentem jednego nadzorcy. – To się nie sprawdziło, ryzyka po stronie bankowej i kapitałowej są zupełnie inne. Mimo dużego kryzysu nasza giełda działa, bo ma w sobie wewnętrzny mechanizm korygujący w postaci spadków notowań. To też jest część inwestowania i to znacznie lepsze od jakiegokolwiek regulatora – mówi. Wskazuje, że na świecie odchodzi się od zintegrowanych urzędów na rzecz wyspecjalizowanych nadzorców sektorowych. W USA czy w krajach skandynawskich nadzór jest podzielony. – Uważam, że skoro premier bierze odpowiedzialność za państwo, to musi mieć też możliwość wzięcia odpowiedzialności za rynek kapitałowy. Najwyższy czas, by po 10 latach skończyć ten eksperyment – mówi Socha.
Czytaj też:
Nadzór po nowemu
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.