Artur Zaborski
Taka sytuacja mogłaby się zdarzyć w jednym z jego filmów. Na oscarowego reżysera wpadam w… toalecie eksluzywnego hotelu w Los Angeles, na chwilę przed umówionym wywiadem. Jak spod ziemi wynurza się przy pisuarze obok, oczy ma wpatrzone w zdobiony kiczowatymi świecidełkami sufit. Kiedy spostrzega, że się w niego wgapiam, pyta żartobliwie, jak leci. Odpowiadam, że zawsze wyobrażałem go sobie właśnie w taki sposób – jako człowieka patrzącego w górę, nigdy w dół, jak jego bohaterowie. Wracamy do tego tematu, kiedy siedzimy naprzeciwko siebie w hotelowym pokoju. Reżyser traci figlarny uśmiech na rzecz poważnej, niemal srogiej miny. Porusza niewygodny temat recenzji jego ostatniego pełnometrażowego filmu „Mother!”, który po pokazach na festiwalu w Wenecji we wrześniu 2017 r. podzielił krytykę. Jedni zachwycali się, że twórca niezależnych produkcji zachował swój styl i radykalizm w przygotowanym dla Fabryki Snów wysokobudżetowym obrazie z Javierem Bardemem i Jennifer Lawrence, z którą jakiś czas się spotykał. Drudzy mówili o najgorszym filmie roku, a krytyk „New York Observer” Rex Reed – o najgorszym filmie XXI w. – Zarzucano mi, że zupełnie oderwałem się od Ziemi, co jest sporym nadużyciem, bo jednak zawsze widziałem siebie jako realistę. Taka właśnie jest moja twórczość, w której perspektywa naukowa łączy się z uwielbieniem do sztuki. Na styku tych dwóch światów rodzą się moje artystyczne wypowiedzi. Nigdy nie puszczam wodzy fantazji samopas. Każdy stan, w jakim jest któryś z moich bohaterów, jest silnie udokumentowany – zapewnia mnie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.