Długo nie chciała pani swojej biografii, ale po naleganiach dała się jednak przekonać. „Dzikowska” Romana Warszewskiego ukaże się lada dzień. Było warto?
Powstała książka, która pokazuje przede wszystkim talent literacki autora i jego dużą wiedzę o Ameryce Łacińskiej. Ja w niej jestem takim „plusem ujemnym”: tak, ale... Właśnie tych „ale” jest moim zdaniem zbyt dużo. No cóż, nie byłoby bez nich posmaku sensacji, a to podstawa sukcesu wydawniczego.
Została pani przedstawiona nieuczciwie?
Nie, ale powstał jakby dokument fabularyzowany. Autor stworzył mój portret na podstawie relacji różnych ludzi, najczęściej przyjaciół, ale też swojej wizji.
Bohaterka, która niechętnie mówi o sobie, to dla biografa twardy orzech do zgryzienia.
Zgoda. Chronię swoją prywatność. Ale co to za zarzut, że w młodości pisałam o reformie rolnej peruwiańskiego generała Velasco Alvarado? On zniósł pańszczyznę, którą w Polsce zlikwidowano wiek wcześniej, a i to za późno. Dlaczego miałam tego nie chwalić, skoro na własne oczy widziałam, jak bardzo biedni byli tam ludzie?
A sprawa „Evity”?
Przecież to bzdura.
Osoba o kryptonimie „Evita” pojawia się w dokumentach bezpieki. Autor pani biografii powołuje się tu m.in. na ustalenia historyka Marka Mądrzaka, ale nie twierdzi, że „Evita” współpracowała. Jest raczej sugestia, że to mógł być kryptonim nadany pani przez funkcjonariuszy, którzy zabiegali o współpracę, co nie znaczy, że im się udało.
Oczywiście, że się nie udało! Kiedyś próbowano nawet jakiegoś dziwnego szantażu. Pewien smutny pan twierdził, że podejrzewa mnie o romans i jeśli nie zgodzę się na współpracę, poinformuje o tym mojego ówczesnego męża Andrzeja Dzikowskiego. Powiedziałam: „Proszę bardzo, czy pana połączyć?”. I wskazałam telefon. Nie zadzwonił jednak i nigdy więcej go już nie widziałam. O tym, że istnieje jakaś „Evita”, dowiedziałam się dopiero od Marka Mądrzaka. A mój znakomity biograf się do tego przyczepił. Sensacja! Nigdy nie kolaborowałam z władzą. Do Solidarności należałam, ale bez szczególnie aktywnego działania. Po wprowadzeniu stanu wojennego w ramach protestu przez rok nie występowałam w TVP, Tony był sam w programie.
Nie była pani członkiem partii?
Nie, chociaż kiedyś, w chwili zwątpienia, przez chwilę o tym myślałam. O tym, że jeszcze długo nic się w kraju nie zmieni i że jedynym ratunkiem, szansą może być działanie od środka, czyli żeby w partii byli ludzie przyzwoici. Kiedy jednak moja partyjna przyjaciółka zaprosiła mnie na zebranie i posłuchałam, jakże innym językiem ludzie na nim mówią, zrozumiałam, że to nie dla mnie, nie potrafię udawać. Od polityki trzymałam się więc z daleka.
A pani mąż Tony Halik?
Tony nie był moim formalnym mężem, chociaż niewielu o tym wiedziało. Ja zawsze mówiłam o nim „mój mąż”. On o mnie „moja żona”. A ślub? My bez ślubu byliśmy lepszym małżeństwem niż wiele tych prawdziwych.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.