Ktoś powie, że nieznośna jest „polska pomnikomania” – ja widzę w niej przejaw niedobitej do końca normalności. Wojna polsko-polska to nic nowego, miłość i nienawiść w serialu „Wstań i szarp” żyją z nami już wiele sezonów, a jednak w końcu gotowi jesteśmy na okazanie szacunku każdemu, kto dla Polaków zaszalał. A niech tam. Skoro nie umieliśmy darzyć się szacunkiem przedtem, to przynajmniej próbujemy potem. Zdarzają się i tacy, którzy są gotowi pomniki bohaterów narodu zwalać.
Zakaźna choroba ostatnich lat polega bowiem na polowaniu – wykluczaniu. Homo, hetero, katolo, narodo, lewako, kibolo – każdy się nada jako obiekt wykluczenia, podeptania i wzmożenia, jak to się mawia, moralnego. Funkcja marszałka seniora to nic innego jak pomniczek, bo przecież nie pomnik.
Antoni Macierewicz w 1992 r. pogłębił moralny i polityczny chaos pierwszych lat transformacji, próbując wprowadzić więcej ładu politycznego i moralnego poprzez tzw. lustrację agentów. Minus. W ostatnich latach prowadził, w mojej ocenie cynicznie, dla efektu politycznego tylko prace komisji zamachowej, w praktyce ośmieszając wysiłki zmierzające do poszerzenia wiedzy o Smoleńsku. Minus. I tak dalej...
Jednak honorowy pomniczek należy mu się nie za te działania, lecz za bohaterstwo okazane w latach 70. Kiedy przeciętny polski inteligent skupiał swoje emocje wokół ratalnej sprzedaży telewizora Rubin, Macierewicz budził etos inteligencji i godność narodu. I obudził. Na pomniczek zasługuje. A kiedyś, tak, tak, i jego popiersie gdzieś koło Michnika i Kuronia stanie, a wycieczki zgodnie kłaść będą goździki.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.