Koronawirus zmienił nasz język. Nagle pojawiły się w nim słowa wcześniej mało używane, jak „maseczka”, „choroby współistniejące”, „kwarantanna”, „dystans społeczny”. Wskoczyły także do naszej mowy terminy nienawiązujące wprost do pandemii, na przykład „zdalna praca”, „podziemie fryzjerskie” czy „zabójcze koperty”. One wszystkie teraz walczą o tytuł słowa roku 2020.
Ale nie tylko słowa są nowe. Zmianie ulega wiele zachowań. Po pandemii będziemy rzadziej podawać sobie rękę, czy całować w policzek na powitanie. Przez lata żaden turysta nie weźmie w Chinach do ust zupy z nietoperza. Praca w domu, a nie w biurze, stanie się oczywistością.
Kto wie, czy nie należy się też zacząć przyzwyczajać do częstszych niż obecnie ulicznych demonstracji. Już widać, że kwarantanna społeczna, na której została zamknięta większa część świata, wyraźnie wzburzyła obywateli wielu państw. Dziś żyjemy w rzeczywistości, którą nazywany prorokiem pandemii włoski filozof Giorgio Agamben określa jako stan permanentnego kryzysu.
Coś w tym jest. Przyjrzymy się obecnej sytuacji (stan na czerwiec 2020 r.): wszystko wskazuje na to, że konsekwencje pandemii będą groźniejsze niż sama choroba. Koronawirus i walka z nim bardzo głęboko przeorały wiele obszarów życia. Ma to już swoje konsekwencje. Częściej robimy zakupy przez internet, przez co masowo likwidowane są stacjonarne sklepy. Widać rosnącą liczbę rozwodów, bo okazało się, że małżeństwa – skazane na wspólny home office – nie poradziły sobie razem.
Tych zmian będzie coraz więcej. Spróbujmy je uporządkować. Wydaje się, że życie po kwarantannie będzie się układać zgodnie z jednym z trzech scenariuszy.
Stagnacja
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.