W ciągu tych kilku minionych miesięcy zamiast oczyszczenia, zamiast odnalezienia i pielęgnowania tego, co wspólne i jednoczące, straciliśmy wszyscy masę czasu, energii i zdrowia na poszukiwanie i podkreślanie wszystkiego, co nas dzieli. I udało się nam znaleźć takie powody podziałów, które czynią je być może bezpowrotnymi.
Weźmy poziom najwyższy – poziom władzy. Jeśli na poważnie brać to, co mówią o sobie dwie główne strony politycznego sporu w związku ze smoleńską katastrofą i w związku z tym, co się po niej zdarzyło, mamy z jednej strony zdrajców i cyników, a z drugiej podłych wariatów. Zdrajcy prowadzili grę z Putinem, doprowadzając przy okazji do śmierci polskiego prezydenta, za co ponoszą oczywistą, przynajmniej moralno-polityczną odpowiedzialność. Wariaci z kolei wykorzystali okazję, by po trupach dojść do celu, którym jest podzielenie społeczeństwa i odzyskanie władzy. Jak łatwo się domyślić, o kompromis między cynicznymi zdrajcami a podłymi wariatami raczej trudno.
Wśród polityków więc, jak się wydawało tuż po 10 kwietnia, tak przepełnionych poczuciem wspólnoty i myślą o potrzebie poszukiwania wszystkiego, co wspólne, to, co wspólne, istnieć przestało. Tym, co łączy, jest już wyłącznie nienawiść. Nie jest może aż tak źle „na dole", ale nie jest też dużo lepiej. Szansa na odtworzenie wspólnoty została zmarnowana i pogrzebana na lata – podziały polityczne i społeczne są tak głębokie, jak w minionym dwudziestoleciu nie były, a sytuację pogarsza faktyczna abdykacja Kościoła z roli narodowego łącznika.
Jednocześnie można odnieść wrażenie, że coraz głębiej zanurzamy się w oparach absurdu i paranoi. Spiskowe teorie i neurotyczne fantasmagorie, zrazu obecne w internecie, przeszły najpierw Jeśli na poważnie brać to, co mówią o sobie dwie główne strony politycznego sporu w związku ze smoleńską katastrofą, z jednej strony mamy zdrajców i cyników, a z drugiej podłych wariatów do części mediów, a potem do głównego nurtu politycznego. Sugestie na temat smoleńskiego zamachu stały się głównym, ale wcale nie jedynym śladem zamachu na rozum. „Rannych dobijano", „tupolew był bombowcem", „drzewo nie mogło doprowadzić do katastrofy samolotu" i tak dalej. Ale jedziemy dalej. Oto w TVN 24 polityk, który niemal został wiceszefem Parlamentu Europejskiego, oświadcza, że Rosja szykuje się do wojny z Polską. I w zasadzie mało kto jest zaszokowany. Paranoi jest wokół nas tyle, że jedna paranoiczna wypowiedź więcej czy mniej na nikim nie robi już wrażenia.
Zamach na rozum i zdrowy rozsądek oraz jednoczesny zamach na poczucie odpowiedzialności i dobry smak mają bardzo poważne konsekwencje. Opozycja zajęła się zamachem. Władza przestała mieć opozycję. Debata polityczna w dużej części straciła swój racjonalny wymiar, a więc sens. Życie polityczne zostało wyprane z resztek przyzwoitości. Atmosfera w życiu publicznym stała się jeszcze bardziej nieznośna.
Ostry podział nie jest oczywiście polską specyfiką. W Ameryce radykałowie biorą właśnie w jasyr Partię Republikańską, a lewe skrzydło Partii Demokratycznej ostro naciera na swego „zbyt centrowego prezydenta". Język debaty szybko się brutalizuje. A jednak nie jest tak, że śmiertelną ofiarą batalii są zdrowy rozsądek i zwykła przyzwoitość. Część wspólna amerykańskich zbiorów, choć pomniejszona, jest wciąż duża. Jest się na czym oprzeć, jest na czym budować.
Dlaczego u nas jest, jak jest? Kto jest winny? Nie, winy nie są porównywalne. Trzeba oddać Jarosławowi Kaczyńskiemu jego niezaprzeczalne „zasługi". Ale odpowiedzialność za stan polskich spraw ponosimy wszyscy. Poza wszystkim, cóż mówiłaby o naszym państwie i o nas, obywatelach, sytuacja, w której jeden człowiek mógłby zepsuć wszystko?
Zamach na rozum trzeba odeprzeć. Część wspólną trzeba odbudować. Kto powinien to zrobić? Jak? Kto wie, może powściągliwość i milczenie będą tu lepsze niż nadmiar słów. 10 października, patrząc na ekrany telewizorów, na pewno się o tym przekonamy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.