Co do upadku – to wątpię, chociaż kryzys będzie coraz bardziej dotkliwy, a co do tego, że nikt nie myśli w perspektywie kilku lat – to jestem pewien. Albowiem u władzy zarówno w Polsce, jak i w Europie mamy księgowych oraz kierowników administracyjnych – (bez urazy dla tych potrzebnych zawodów) – natomiast zupełnie zabrakło polityków. Kiedy głosowaliśmy, sądziliśmy przez moment, że wybieramy polityków. Nic bardziej mylnego. Polityków wymiotło. Zostali mniej lub bardziej sprawni administratorzy. Można długo rozważać różnice między jednymi a drugimi, ale my ograniczmy się do jednego: księgowi i administratorzy myślą o tym, żeby bilans był na zero, a drogi były zbudowane. Politycy myślą o tym, jak rozwiązać wielkie problemy, które ujawnią się za rok lub za lat dwadzieścia. W Polsce tak myśli jedynie Michał Boni, ale też nie jest w stanie niczego konkretnego zrobić.
Naturalnie, księgowi i administratorzy mogą być dobrzy lub źli. Widzimy to na przykładzie kłopotów z drogami, a jeszcze lepiej na przykładzie horrendalnych zaniedbań w sferze świadczeń socjalnych czy nonsensów, jakie nas, a zwłaszcza lekarzy, czekają z receptami po 1 stycznia. Jednak wszystko to, oraz setki innych bolączek, nie ma nic wspólnego z polityką, jak się zdaje partiom czy publicystom. Miejmy nadzieję, że nowa administracja będzie lepsza, ale nowej polityki nie będzie, bo jej po prostu nie widać ani nie słychać.
Na czym miałaby polegać polityka obecnie? Dlaczego kraje zachodnie nie mogą dojść do ładu nawet w sprawie Grecji, a to tylko początek kłopotów i tematów spornych. Bo nimi także rządzą księgowi, a nie politycy. Natomiast w Polsce, która cudem boskim na razie trwa mimo kryzysu (ale tak już długo nie będzie), polityka polegałaby na wyprzedzaniu wypadków i na stwarzaniu faktów dokonanych. Czasem niepopularnych, ale koniecznych ze względu na to, że politycy rządzą społeczeństwem jako całością, a nie zajmują się tylko tym, by większość nie utonęła. Owszem, jeszcze mamy głowy nad wodą, ale już nie wszyscy, a co najważniejsze, nie ludzie młodzi. I tu powinna być skierowana cała uwaga polityków, a administrację niech zostawią kierownikom.
Politycy powinni w niezłej polskiej sytuacji wyprzedzać kryzys, czyli wprowadzać w życie wielkie mechanizmy, które pomogą w jego przetrwaniu, a nie z zadowoleniem umywać ręce od problemów, bo ich jeszcze nie ma. Przykłady: powinniśmy natychmiast wydłużyć wiek emerytalny – co inni robią w sytuacji awaryjnej – powinniśmy radykalnie, ale stopniowo zmniejszać zatrudnienie w administracji, ale nie tak, jak tego próbowano kilka miesięcy temu, tylko z głową, powinniśmy przede wszystkim zrobić to, co mało kosztuje, a zapewnia przyszłość, czyli radykalnie – pięciokrotnie – zwiększyć nakłady na naukę i szkolnictwo wyższe, w nadziei przecież niebezpodstawnej, że to się przełoży na jakość. Polska przyciąga inwestycje dzięki wysokiemu poziomowi absolwentów informatyki, ale to tylko pojedynczy fenomen. Kto nie rozumie, że już nie chodzi o wieczny i słuszny temat reformy finansów, lecz o to, że za chwilę będziemy mieli nie dziesiątki tysięcy, lecz setki lub miliony „oburzonych", ten żyje w świecie księgowej iluzji. Obawiam się, że to jest przypadek polskich rządzących.
Być politykiem oznacza bowiem uprawiać myśl polityczną. Nie zawsze musi to być, a może nawet nie powinno, uprawianie mojego zawodu, lecz uprawianie myśli politycznej w praktyce. Jednak nie ma myśli politycznej, która wybiega naprzód na tydzień (jak w przypadku Sarkozy’ego) czy na siedem tygodni (jak w przypadku Tuska). Wiem, że wszyscy jesteśmy w kłopocie, ale politycy są od podejmowania kłopotliwych decyzji, a nie tylko od tego, żeby byli popularni. Politycy mogą robić niewiele i to jest w porządku w dobrych czasach, w cieplarni, a nie, gdy wieje wiatr, mróz chwyta za gardło, a pieniędzy nie będzie. Już pora na polityczne, a nie księgowe decyzje, już pora skończyć z wymigiwaniem się od prawdziwie politycznych zachowań. My w Polsce jeszcze jesteśmy gotowi przyjąć wiele niezbyt popularnych propozycji. Jak w nas kryzys uderzy naprawdę, to gotowi nie będziemy i zrobimy permanentny strajk. Chcemy polityków do polityki, a administratorów do administracji. Chcemy wielkich reform, a nie dziubdziania i nic nas to nie obchodzi, że premier Tusk wielkich reform nie lubi. Już od nich nie ucieknie albo my uciekniemy od niego, od nich. Tylko, cholera, dokąd?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.