Władysława Mazurkiewicza lubiły kobiety. Mawiały o nim „piękny Władzio”. Był wyjątkowo dobrze ubrany, przystojny, czarujący. Nazywano go „eleganckim mordercą” lub „mordercą dżentelmenem”. Był też inteligentny. Chciał zostać prawnikiem. Zaczął nawet studia na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wciągnęły go jednak karty i kawiarniane życie przedwojennego Krakowa. W kampanii wrześniowej wziął udział w stopniu oficera. Po jej zakończeniu szybko się jednak zaprzyjaźnił z nową władzą. Nawiązał relacje z jednym z szefów krakowskiego gestapo i wpływową folksdojczką. Dzięki temu zdobył papiery uprawniające go do podróżowania po okupowanym kraju. Zaczął interesy: handel złotem, dewizami, kamieniami szlachetnymi. Zdobywał je, niekiedy zabijając kontrahentów. Zadawał śmierć elegancko – używał trucizny. Pierwszy atak był nieudany – ofiara przeżyła. Nie złożyła jednak doniesienia na Mazurkiewicza z lęku przed jego przyjaciółmi z gestapo. Kolejna miała mniej szczęścia. Po wojnie używał już broni palnej. Morderstwo i grabież były jego metodą na problemy finansowe. Zabijał, gdy potrzebował pieniędzy, gdy popadał w długi. Strzelał zwykle w tył głowy, a zwłoki zakopywał w należącym do niego garażu. Działał bezkarnie aż do 1955 r. Za PRL też świetnie układał sobie stosunki z władzami, był np. sędzią w kolegium ds. wykroczeń, dzięki czemu zapewne długo pozostawał bezkarny – ludzie bali się donosić na przedstawiciela rządzących. Był też zabójcą zorganizowanym. Zbrodnie precyzyjnie planował. Przy ostatniej jednak strzał nie był śmiertelny. Szpital, do którego trafiła ofiara z bólem głowy (jak się okazało, tkwiła w niej kula), zawiadomił milicję. Mazurkiewicza ujęto w kawiarni w Zakopanem. Dziesięć miesięcy później, 30 sierpnia 1956 r., ogłoszono wyrok. Uznano go za winnego sześciu zabójstw i dwóch usiłowań. Początkowo przyznawał się do winy, w procesie jednak wszystko odwołał. Skazano go na ośmiokrotną karę śmierci. Wyrok wykonano w styczniu 1957 r. na Montelupich w Krakowie. Tuż przed egzekucją powiedział podobno tylko: „Do widzenia, panowie. Niedługo wszyscy się tam spotkamy”.
Przeżycie warte szubienicy
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.