Przyznajemy się do masturbacji i używamy gadżetów erotycznych. Seks uprawiamy kilka razy w miesiącu, mamy więcej niż jednego partnera, lubimy się kochać i jesteśmy gotowe na eksperymenty. To my, Polki. A przynajmniej taki obraz naszej seksualności rysują badania. Brzmi obiecująco, prawda? Szkoda tylko, że to nieprawda. A dokładnie tylko pół prawdy. 96 proc. badanych Polek deklaruje, że są aktywne seksualnie, choć najwięcej z nich uprawia seks rzadziej niż raz w miesiącu. Ponad 80 proc. deklaruje, że otwarcie rozmawia z partnerem o swoich potrzebach seksualnych, ale jedynie 7 proc. mówi partnerowi, że ma ochotę na seks, a tylko 6 proc. wyznaje mu, co je podnieca. Większość badanych deklaruje zadowolenie z seksualnych doznań (wśród kobiet w wieku 18-24 lata średnia ocena to 7,5 na 10), ale ponad połowa z nich udaje orgazm, aby skrócić nudny stosunek lub nie urazić partnera. To wyniki raportu „Seksualna mapa Polski” stworzonego na zlecenie firmy Gedeon Richter. Przebadano 1043 kobiety w wieku 18-65 lat. Prawie wszystkie przyznają, że lubią się kochać, ale tylko nieliczne inicjują zbliżenia. Aż 70 proc. kobiet uprawia seks z powodu zachęty lub pod naciskiem partnera. Lub wręcz tylko po to, aby sprawić mu przyjemność.
Seksualny teatr
Z czego wynika tak duża różnica między seksualnymi deklaracjami Polek a praktyką? Specjaliści są zgodni – z jednej strony czerpiemy wzorce z liberalnego, również pod względem seksualnym, Zachodu, z drugiej strony wciąż tkwimy w tradycji katolickiej, która odmawia kobietom prawa do seksualnej przyjemności, za to nakłania do uległości i bezwzględnego posłuszeństwa mężowi, a seks dopuszcza jedynie jako narzędzie prokreacji. Zdaniem prof. Marii Beisert, seksuolożki i psycholożki, kierowniczki Studiów Podyplomowych Seksuologia Kliniczna oraz Zakładu Seksuologii Społecznej i Klinicznej Instytutu Psychologii UAM w Poznaniu, z biegiem lat zmiany w podejściu do życia seksualnego wśród Polaków stają się wyraźniejsze. – Zwiększają się wiedza i świadomość, a opada wstyd – mówi profesor. Teoretycznie to dobry znak. Ale brak barier ma swoją cenę. Wygląda na to, że po drodze do erotycznego wyzwolenia wpadliśmy w kolejną pułapkę.
– Odrzucenie wszystkiego, co ogranicza, stworzyło wizję, że wszystko jest na sprzedaż. Dostępność do erotyki jest wielka, co grozi rezygnacją z intymności. Przymus wstydu, który miał miejsce w zeszłym wieku, został zastąpiony przymusem braku wstydu. Żaden z dwóch biegunów nie jest dobry dla zdrowia seksualnego kobiety – uważa naukowczyni. Bianca-Beata Kotoro, psychoseksuolożka z Uniwersytetu SWPS, potakuje. – Polki zostały wtłoczone w kolejny krzywdzący schemat. Przez lata przekaz był jasny: kobieca seksualność nie istnieje, a kobiety nie mają prawa do satysfakcji. Teraz dyskurs się odwrócił i przekaz jest równie radykalny: kobieta musi mieć udany, wręcz spektakularny seks, bez względu na wiek, kondycję psychofizyczną i moment w życiu. Partner musi ją zaspokoić totalnie, inaczej nie jest nic wart. Najlepiej, żeby miała siedem orgazmów z rzędu, umiała ejakulować, a punkt G działał jak guzik atomowy – tłumaczy. Żeby sprostać kreowanym przez media i popkulturę wytycznym, Polki muszą za wszelką cenę, często kosztem własnego komfortu, szukać stymulacji lub udawać, że ją znalazły. – To ciągła gra w teatrze. Kiedyś grałyśmy niedostępne i niezainteresowane, teraz gramy wyuzdane i wyzwolone. Udajemy dzikie orgazmy, podejmujemy ryzykowne zachowania, aby udowodnić, że przeżywamy seks na miarę naszych czasów – uważa Kotoro.
Z rezerwą do gadżetów
Pewnie dlatego Polki w badaniach deklarują, że w łóżku najbardziej przeszkadza im rutyna. Twierdzą, że są otwarte na nowe doznania i eksperymenty, ale gdy dopytać o szczegóły, okazuje się, że w praktyce do nowinek podchodzą ostrożnie. Większość nie akceptuje bardziej zaawansowanych gier erotycznych, stanowczo odrzuca seks w trójkącie, seks swingerski oraz bardziej brutalne formy, jak BDSM. A wśród najczęstszych pozycji seksualnych wciąż wygrywa pozycja misjonarska. Z rezerwą podchodzą także do gadżetów erotycznych, używa ich mniej niż połowa badanych. A te, które deklarują, że z nich korzystają, najczęściej stosują żele i lubrykanty (23 proc.) oraz zakładają bieliznę erotyczną (19 proc).
Tylko co ósma przyznaje, że używa wibratora lub ogląda pornografię. Wprawdzie 45 proc. Polek przyznaje się do masturbacji, ale niektóre nadal deklarują, że nie chcą się w ten sposób dotykać, bo masturbacja jest niezdrowa i niemoralna. – Właśnie podejście do masturbacji jest dowodem zmian, jakie zachodzą w podejściu do seksualności – uważa prof. Beisert. – Jeszcze pół wieku temu masturbacja nie tylko była tabu, ale była też traktowana, również przez lekarzy, jako zaburzenie, patologia. Potem nieśmiało dopuszczano ją jako czynność zastępczą wobec braku penetracji. Za to już na początku XXI w. zaczęła być traktowana jako marker zdrowia, zdrowy objaw rozwoju, także u dzieci. Gdy trzy lata temu seksuolog Zbigniew Lew-Starowicz opublikował „Seksualność kobiet. Raport 2016”, Polki po raz pierwszy (choć badania są prowadzone cyklicznie od lat 90.) zaczęły przyznawać się otwarcie do samozaspokajania. Wcześniej po prostu ignorowały pytanie o masturbację, nie udzielając żadnej odpowiedzi. Tym razem Lew-Starowicz odnotował, że masturbują się Polki w każdym wieku, również seniorki po siedemdziesiątce. Nowością było także, że jedna czwarta badanych oceniła częstotliwość swoich stosunków jako niewystarczającą. „Czyżbyśmy mieli do czynienia z nową rewolucją seksualną?” – optymistycznie wieścił seksuolog, bo wyniki przeszły jego najśmielsze oczekiwania.
Jagna na gnojowisku
– Nie znoszę, kiedy się mówi, że kobiety mogą już wszystko, także w sferze seksualnej. To kłamstwo, które słowem „wszystko” każe nazywać to, co jest zaledwie odrobiną więcej – uważa Joanna Keszka, ekspertka w dziedzinie kobiecego seksu, trenerka seksu kreatywnego i redaktorka portalu Barbarella.pl. Jej obserwacje na temat kobiecej satysfakcji seksualnej są zgoła odmienne niż piewców sukcesu. – Jest źle albo bardzo źle – nie ukrywa. Jej zdaniem kobietom w naszej kulturze wciąż nie przystoi aktywność seksualna. – Szanuj się, nie bądź rozwiązła – to kobiety słyszą od najmłodszych lat. Pruderia nie jest domeną niewykształconego zaścianka. Także wielkomiejskie, zamożne kobiety na wysokich stanowiskach ulegają stereotypom.
A społeczeństwo wciąż jest zajęte obserwowaniem, czy jeszcze jesteś porządna i prowadzisz się po bożemu, czy już przekroczyłaś granice i stałaś się wyuzdana i puszczalska, czyli ostatecznie sama sobie winna – ocenia trenerka. I udowadnia, że na przestrzeni lat zmieniła się jedynie fasada, a ramy i ograniczenia są silniejsze od prawdziwych potrzeb. – Przypomnijmy postać Jagny z „Chłopów” Władysława Reymonta. Noblista był szalenie prokobiecy, konstruując bohaterkę zmysłową, fantazyjną, atrakcyjną, która chciała czegoś więcej. Jednak stała się obiektem pożądania i ostatecznie została ukarana właśnie za męskie wyobrażenia – tłumaczy. Jej zdaniem to się wciąż dzieje, zmieniła się jedynie forma. – My, współczesne kobiety, mamy z tyłu głowy, że trzeba się pilnować. Możemy deklarować, postulować, marzyć i udawać emancypację, ale w łóżku nie możemy sobie pozwolić na zbyt wiele, bo zostaniemy jak Jagna wywiezione na współczesne gnojowisko.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.