Jeżeli z naszego telefonu komórkowego odpadły wszystkie klawisze, laptop „umarł” po pół roku, a pralka psuje się tak często, że jedyne, co jest w stanie porządnie wyprać, to portfel z gotówki – nie uskarżajmy się na inżynierów i „nowoczesną technologię”. Koncerny produkujące sprzęty domowe celowo skracają ich żywotność, tak by zaczynały się psuć zaraz po upływie gwarancji. W dodatku coraz częściej są to usterki nienaprawialne, co oznacza konieczność wymiany sprzętu na nowy. Oczywiście, lepszy, droższy i „zaprogramowany” tak, byśmy byli zmuszeni kupić jego następcę, który pojawi się na rynku za dwa lata.
Wielu z nas ma w domu odkurzacz Zelmera. Ale interesujący jest nie ten nowiutki, o sile ssania zawstydzającej czarną dziurę i z funkcją parzenia kawy. Na uwagę zasługuje ten szary, podłużny, kanciasty, kupiony jeszcze w latach 90. Bo ciągle działa. Współczesne produkty tej firmy już nie są takie trwałe. Znaleźli się już specjaliści od organizacji produkcji, którzy doradzili Zelmerowi, by umyślnie „zepsuł" swoje mitycznie trwałe odkurzacze. Właśnie po to, by nie ograniczać rynku i liczby klientów, którym potrzebne będą nowe urządzenia. – Wyobraźmy sobie panią Kowalską, która obejrzała w telewizji reklamę najnowszego, wspaniałego, cichego odkurzacza i już myśli o tym, żeby następnego dnia pójść do sklepu i go kupić. Tymczasem mąż pani Kowalskiej mówi: daj spokój, przecież nasz odkurzacz wciąż działa. Oto dlaczego produkcja trwałych, bezawaryjnych czy niezniszczalnych produktów zupełnie się nie opłaca – mówi „Wprost” Thomas Kolaja, szef firmy doradczej specjalizującej się w zarządzaniu i restrukturyzacji przedsiębiorstw.
Więcej możesz przeczytać w 44/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.