Pieprzę, nie umrę, stary, to się nie opłaca – wyznał mi miesiąc temu Maciej Rybiński w rozmowie telefonicznej. Znając jego przekorną naturę, byłem przekonany, że zrealizuje swoją deklarację. Wierzyłem, że będzie konsekwentny do czasu, aż uzna, że nie będąc dogmatykiem, można zmienić zdanie.
Dlaczego Rybiński odciął się od umierania w tak radykalny sposób? Powodem tego było kilka następujących po sobie pogrzebów największych polskich autorytetów. Macieja wkurzyło to, że przemawiając nad otwartą mogiłą, żywe jeszcze autorytety niewiele mówią o zmarłym, a wiele o sobie. Żartowaliśmy sobie, że nawet nieboszczyk jest dobrym pretekstem do uprawiania PR-u swojej osoby. Dworowaliśmy z tego spektaklu pogrzebowej hipokryzji, a zwłaszcza z tych, którzy przypisywali sobie prawo do wydawania w przyszłości opinii w imieniu zmarłego. Maciej wpadł na pomysł, jak ustrzec się przed pogrzebowymi konfabulantami. Otóż trzeba za życia napisać sobie mowy pogrzebowe i wyznaczyć, kto i co ma powiedzieć. Wymyślaliśmy mowy pogrzebowe znacznie odbiegające od tradycyjnych, napuszonych wystąpień. Cel przyświecał nam jeden: nie warto umierać, jeśli nie wiemy, co o nas powiedzą mówcy pogrzebowi. Zastanawialiśmy się z Maciejem, jak założyć agencję pisania mów pogrzebowych Pogrzebacz, by świadczyć usługi dla ludności. Dzięki temu żywy jeszcze nieboszczyk mógłby się wzruszyć za życia, a nawet załatwić swoje rodzinne czy polityczne porachunki, kiedy będzie już w krainie wiecznych łowów. Opłaty za mowy rozrachunkowe byłyby nieco wyższe i zawierały koszty ochrony grobów do czasu wygaśnięcia napięć. Agencja mów pogrzebowych dałaby pracę dziennikarzom, chudym literatom i emerytowanym politykom różnych opcji, o których zapomniała telewizja.
Więcej możesz przeczytać w 44/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.