Nie jesteś za stary na bycie raperem?
Chyba nie, ale jestem gotów na nowe. Od dawna szukałem czegoś, co wykracza poza robienie muzyki.
Pochodzisz z Ursynowa, tak jak ja. Oboje pamiętamy nasze dzieciństwo w latach 90., bloki z wielkiej płyty, życie blokersa. Wychowaliśmy się na hip-hopie Molesty, Warszafskiego Deszczu. Ta muzyka była dokładnie o tym, co widzimy, co czujemy. Komu dziś są potrzebne uliczne rymy, skoro młodzież żyje inaczej?
Rola, jaką kiedyś spełniał hip-hop, zmalała. Dziś też oczywiście są tacy, którym uliczny rap pomaga przetrwać w codziennym syfie. Wciąż się zdarza, że ojciec pije i bije, kumple ze szkoły się wyśmiewają i nie ma się czego złapać, bo nikt nie daje wsparcia. Ale teraz rap jest bardziej rozrywkowy, to zabawa formą, słowem. Kiedyś głównym nurtem w rapie była prawdziwość. Najważniejsze było, żeby nikogo nie udawać, mówić szczerze, jak jest. Miałem kolegów z zamożnych domów, którzy chcieli podjąć przygodę z rapem, ale wstydzili się zaprosić kolegów do mieszkania, żeby nie wyszło na jaw, że mają więcej niż inni. Dziś wśród raperów podobnych dylematów już nie ma. Można żyć na wypasie, otwierać szampana Dom Pérignon z domowego barku, jadać kawior i chwalić się tym w swoich tekstach.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.